Zawsze zazdrościłam ludziom rodzinnych Świąt, kiedy to w wigilie spotykają się bliscy i wszyscy są szczęśliwi. Pomyślcie, jak można zazdrościć rodziny na Święta? A no można… Moja rodzina od zawsze była inna. Póki byłam dzieckiem potem nastolatką, spędzaliśmy święta “Z obowiązku razem” bo tak trzeba. Wszystko sztuczne i te smętne miny…Jednak bywało wesoło. 3 lata temu, w grudniu miałam wypadek…W zasadzie zmienił moje życie o 360 stopni. Jestem ciągle w trakcie leczenia, po operacji a czeka mnie jeszcze 1 lub 2… Kuzynka nigdy mnie nie lubiła, ale po tym wypadku ona i wujek odwrócili się ode mnie. Tak jakby to była moja wina że choruje… Czasem pytali mojej Mamy o moje zdrowie, nigdy mnie(no czasem ale to raczej sarkastycznie) i zazwyczaj mnie obgadują w negatywnym sensie. Jak już wspomniałam, czeka mnie operacja i będę potrzebowała środków na leczenie. Córka partnerki wujka, postanowiła mi pomoc i przy tym powiedziała jemu o mojej sytuacji. Ja z racji tego że od czasu wypadku jestem popychadlem(nawet Nie zapraszali mnie nigdzie tylko moja Mame) dlatego nie prosiłam o pomoc. Wujek do córki partnerki komentował że po co chce mi pomóc, to głupota to bzdury itp mojej Mamy okazywał wielkie wspòłczucie . Còrka partnerki się tymi komentarzami nie przejęła i nie skomentowała. Później, kuzynka zadzwoniła do mojej Mamy, twierdząc że wujek się obraził bo nie poprosiła jego o pomoc. A za plecami mówił coś inn3go…Od tamtego czasu bodajże już chyba 3 miesiące nie mamy kontaktu ani z kuzynką ani wujkiem. Powiedzcie mi dlaczego ludzie są tacy podli???. Nie pomogli mi od czasu wypadku w żaden sposób, nawet nie prosiłam o pomoc np w transporcie do szpitala na kontrolę. Zawsze Mama ze mną była i pomagała. Dlaczego mnie to tak boli? . Bo o słowach wujka dowiedziałam się dzień przed wigilią. Wiem, że od toksycznych ludzi trzeba się odcinać ale te słowa bardzo mnie zabolaly. Robilam kilka dni temu badania, I okazało się że mój problem się nawarstwia. Nie dość że nie mogę się wyleczyć po jednej operacji, to czeka mnie druga(A nawet 3) z zakresu ortopedii. Jak się domyślacie, wigilie spędziłam z Mamą. Moja koleżanka która również nie ma super rodziny zawsze mi powtarza, że Lepiej w małym gronie czy nawet we 2 niż w grupie tak naprawdę podłych fałszywcòw. Zgadzam się z nią, jednak jestem wrażliwa i jak patrzę na moja sytuację nie potrafię przełknąć tego co się stało . Tak mam wspaniałych znajomych, którzy mnie wspierają i mogę na nich liczyć. Wiecie co? Chyba faktycznie z rodziną najlepiej na zdjęciu…Ps. dobrze że nie mam wielu zdjęć bo pewnie bym wzrok straciła oglądając je
Wszyscy znamy powiedzenie „Z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu”. Ta odwieczna prawda ma przełożenie również na historię pewnego regionu winiarskiego. Którego? O tym za chwilę. Zapewne wielu z Was podróżowało po krajach winiarskich i mieliście okazję odwiedzać producentów.
"Z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu" Niestety! Jestem fotografem, kompletnym amatorem. Nie mam papierka, certyfikatu, który by jakoś określał moje możliwości. W dziedzinie "siedzę" od dobrych 7-8 lat, więc jednak coś tam umieć muszę, i zaznaczam, że zainwestowałam w ostatnim roku dużo pieniędzy w to co mam, logiczne więc, że zdjęć za przysłowiowy uśmiech nie robię już, chociaż w moim mieście biorę i tak najmniej. Tak, żeby mi się powoli wszystko zwróciło. W rodzinie ostatnio posypało się wesel, aczkolwiek mieszkając na wyspach, nie śpieszno mi było jechać na każde z nich, jeszcze jakby były w dość bliskich terminach... ale tak naprawdę podzielone były o kilka miesięcy od siebie. Kasa na bilety, kasa na prezent, ciuszek jakiś, wynajęcie samochodu w Polsce... No cóż, koszty, bardzo duże koszty. Jedną wizytę odwołałam, ze względu na mój wypadek ze schodami. Bilety przebukowane, bo drugie wesele mogę przecież zaliczyć. Urlop tygodniowy akurat mi wypadał na te dni, to i telefon wykonałam z potwierdzeniem zaproszenia do młodej pary, gadka szmatka, nie ma problemu, mają rezerwę w miejscach (bo jakby nie patrzeć, najpierw powiedziałam, że nie przylecę) a tu taki kwiatek: - Słuchaj, bo mi się fotograf wykruszył kilka tygodni temu, a wiesz jak to jest znaleźć kogoś dobrego na już.. - No, wiem, ciężko. Ludzie ze smykałką mają terminy zajęte na rok w przód. - To może Ty byś mogła? Wiem, że sprzęcik masz i widziałam twoje portfolio! Chwilka na kalkulacje, ile kosztowałoby dokupienie bagażu na "sprzęcik" i inne aspekty... No, nie, chyba jednak nie mogłabym. - Słuchaj, z całym szacunkiem, ale nie wiem, czy dam radę dokupić bagaż. Ostatnio mnie szarpnęło, chrześniak urodziny miał i w ogóle. Poza tym, musiałybyśmy się dogadać co do ceny za zdjęcia. - Jak to ceny?! - No, zatrudniasz mnie tak? Z wesela będę miała marne ochłapy w postaci zdjęć, na których mnie w dodatku nie będzie, nie pobawię się, zapewne zdjęcia z poprawin też chcesz mieć + sesja ślubna? - ALE PRZECIEŻ JESTEŚ MOJĄ RODZINĄ? To jak to tak, hehe, kasę ode mnie weźmiesz? Powiedzmy, że to taki prezent ślubny! - Słuchaj, B. ja pieniędzy zainwestowałam kupę w to co mam, jeżeli szukasz jelenia, to szukaj go dalej, bo rodzina rodziną, upust co najwyżej Ci mogę jakiś strzelić, w ramach pokrewieństwa. Nie jadę do pracy, a po to, żeby odpocząć. Ile miałaś płacić poprzedniemu fotografowi? - No... koło 3000zł... termin bukowałam już rok temu, tylko, że dzwoniłam do niego, że jednak mogę mu dać co najwyżej 1,5 kafla, bo te jego zdjęcia nie są tyle warte.. No i on powiedział, że w takim razie na weselu będzie do "oczypin" i sesja ślubna zawierać będzie tylko kilka zdjęć bez albumu i tak dalej. To mu kazałam się w d*pę pocałować no bo jak to tak, oszust jeden! Szlag mnie trafił, policzki aż piekły od złości, bo to totalny brak szacunku do człowieka pracującego, inwestującego w swoją pracę. Z tego co wiem od babci mojej, miał być renomowany fotograf, a i tak po znajomości mniej wziął za dwa dni fotografowania. - To co, przyjedziesz? Jakoś się dogadamy hehe? - Na wesele przyjadę, fotografa musisz poszukać, bo ja będę na minusie z kasą, to chociaż chciałabym żeby bilety mi się zwróciły i bagaż w dwie strony. - TO WIESZ CO? ODWOŁUJE ZAPROSZENIE! TAKA Z CIEBIE RODZINA?! JA POGADAM Z TWOJĄ MAMĄ, ONA CI DO ROZUMU PRZEGADA, TY GŁUPIA *IPO TY! JESZCZE SIĘ BĘDZIESZ PROSIĆ O BYCIE NA MOIM WESELU! Bezczelna rozpieszczona smarkula, która organizuje wesele za pieniążki rodziców i myśli, że wszyscy będą koło niej skakać, za darmo najlepiej! Drugi dzień mnie trzęsie jak przypomnę sobie rozmowę. Do Polski lecę, bo odpocząć nie zaszkodzi, szczególnie, że i bilety są kupione, a i rodzina w jednym miejscu będzie. Co do wesela... jakoś mi, kurde, nie szkoda!
Najsłynniejsze polskie powiedzenie o rodzinie brzmi: „Z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu”. Przygotuj razem z koleżanką lub kolegą z klasy krótką wypowiedź (może być dialog), którą mogłoby kończyć właśnie takie ekspresywne stwierdzenie. W swojej wypowiedzi wyjaśnijcie, jak należy rozumieć to powiedzenie.
fot. Adobe Stock Zawsze szczyciłam się tym, że mam dobre stosunki z rodziną. Z obcymi, powtarzałam, różnie się może ułożyć, ale rodzina to jest rodzina. Na krewnych zawsze można liczyć. Dlatego nie miałam zamiaru tracić czasu na nawiązywanie jakichś tam znajomości z koleżaneczkami czy przyjaciółeczkami. Niech sobie inne głupie baby plotkują po opłotkach, ja zamierzałam poświęcać swój czas tylko tym, którzy później, w razie jakiegoś nieszczęścia, odwdzięczą się realną pomocą. Gdy organizowałam imieniny – zapraszałam tylko siostry i szwagrów. Gwiazdka, awans w pracy, jakakolwiek okazja – wszyscy wiedzieli, że dla krewnych drzwi mojego domu są zawsze otwarte. I, nie chwaląc się, nie o same pogaduszki chodziło odwiedzającym mnie krewnym. Wiem, co należy do obowiązków dobrej gospodyni i staram się jak mogę sprostać zadaniu. Na uroczystości, z jakiejkolwiek by ona nie była okazji, musi być domowy pasztet, co najmniej trzy rodzaje ciast, no i jakaś nalewka. Panowie w naszej rodzinie za kołnierz nie wylewają i byle czego nie pijają. Już moja w tym głowa, żeby z naszego domu wychodzili zawsze zadowoleni. Nie chwaląc się, nigdy nie było inaczej. Nic dziwnego, że w naszej rodzinie utarło się, że to do nas wszyscy zjeżdżają na Wigilię i Wielkanoc. Wiadomo, nigdzie nie ma jak u Baśków. Parę razy buntowałam się nawet na ten obyczaj – bo to wiadomo, narobi się człowiek po łokcie, a inni tyle że się przy stole rozsiądą – ale w końcu kapitulowałam. Z tradycją rodzinną się nie dyskutuje. Bo tak po prawdzie to wszystkim rzeczywiście było u nas najwygodniej. Większość rodziny, zarówno od strony męża, jak i od mojej, mieszka w blokach, w ciasnych klitkach. Tylko nam z mężem się poszczęściło. Kilka lat temu kupiliśmy niedrogo kawałek ziemi za miastem. Potem udało nam się, nie bez wyrzeczeń, na tej działce pobudować dom. Jak to mówią – ciasny, ale własny. Zresztą, aż taki bardzo ciasny to ten nasz dom nie jest. Miejsca starczy i dla gości z nocowaniem. Dlatego ludzie chętnie do nas zjeżdżają. A że mieszkamy w niebrzydkiej okolicy, nad jeziorem, wśród lasów – już od połowy września zaczynają się telefony: – Macie jakieś plany na Boże Narodzenie? Bo my chcieliśmy gdzieś wyjechać, ale jak policzyliśmy koszty, to wyszło nam, że lepiej w domu siedzieć… No i tak nam się cioci pasztet przypomniał, więc stwierdziliśmy, że takiego to nigdzie w świecie nie zjemy… To co, znajdzie się na tym poddaszu dla nas miejsce? I przed Wielkanocą to samo! Nic tylko: „My nie zrobimy kłopotu, w kąciku sobie przycupniemy…”. I weź tu, człowieku, odmów takiemu, tym bardziej, że przecież to rodzina. No nie wypada i już. Antek, mój ślubny, nieraz się buntował: – Zero odpoczynku, wiecznie te ich dzieciaki biegają z piętra na piętro, niewychowane miastowe bachory. Powiedz im, Baśka, że skoro swoje domy mają, to niech w nich siedzą. Ale ja nie zamierzałam się jego gadaniem przejmować. Wiadomo, chłop. Na stosunkach z ludźmi się nie zna, a z rodziną przecież trzeba żyć dobrze. Jak nam na chleb zabraknie, to kto nas poratuje, jak nie najbliżsi?! Tak myślałam, ale nigdy jakoś nie było okazji przekonać się, czy mam rację. Odpukać, nieźle nam się wiodło. Antek znalazł jeszcze za komuny pracę w fabryce szkła. Zakłady dookoła upadały, a ich jakoś się trzymał. Raz było lepiej, raz gorzej, ale zawsze jakoś tam było. Dlatego jak grom z jasnego nieba spadła na nas ta wiadomość. Pewnego zwyczajnego zimowego popołudnia mój mąż wrócił z pracy blady i z podkrążonymi oczami. Strach było do niego podchodzić! – Boli cię co? – zagadywałam kilka razy, zaniepokojona, bo nie w jego stylu było siedzieć bez ruchu przed telewizorem i zmieniać bezmyślnie kanały. Antek wyznawał zasadę, że w domu zawsze jest coś do zrobienia i tylko nieroby albo staruszkowie spędzają życie na kanapie – Serce może? Ziół ci naparzę… – To koniec. Na stare lata to koniec, Baśka – Antek spojrzał na mnie poważnie, jakby w ogóle nie słyszał, co do niego mówiłam. Poczułam zimny pot spływający mi po karku. „Czyżby Antek czuł się aż tak źle? Na nic się ostatnio nie skarżył, ale tyle teraz się słyszy o nowotworach, młodzi ludzie chorują, a my nie jesteśmy w końcu już dawno w kwiecie wieku…” – Dopadło cię? Jakieś choróbsko, tak? Wspólnie damy radę… – zaczęłam nieudolnie go pocieszać, nie bardzo wiedząc, jak nakłonić mojego męża do zwierzeń. Ale Antek spojrzał na mnie, jakbym postradała zmysły. – O czym ty, do licha, gadasz, kobieto?! – warknął. – Zwolnili mnie z pracy. Po czterdziestu latach wyrzucili mnie jak niepotrzebnego psa. Kilka lat przed emeryturą, rozumiesz? Co ja teraz zrobię, gdzie mnie przyjmą?! To koniec! Teraz dopiero zaczęło to do mnie docierać. Wprawdzie koledzy Antka dawno już wspominali o masowych zwolnieniach w jego zakładzie, ale do głowy mi nie przyszło, że ten problem mógłby dotknąć także nas. „Antka nie ruszą” – myślałam. „Nikt nie zwolni faceta, w takim wieku. Wiadomo przecież, że innej pracy nie znajdzie” – kombinowałam. Jak widać, byłam naiwna. Kierownictwo zakładu podjęło decyzję o zwolnieniu całej kadry powyżej pięćdziesiątego roku życia i nie było na nich siły. Gdy minął pierwszy szok, zrozumiałam, że muszę szybko zacząć działać. Antek wciąż jeszcze nie był w stanie się otrząsnąć. Nic tylko siedział na kanapie i użalał się nad sobą. Dotarło do mnie, że teraz ja mogę wziąć sprawy w swoje ręce i jakoś uratować nas przed finansową katastrofą. Od razu przypomniało mi się, że mój szwagier prowadzi nieźle prosperujący komis samochodowy. Przy okazji ostatniej wizyty u nas wspominał nawet, że szuka pracownika. – Nic trudnego, trzeba tylko umieć opowiadać o samochodach – mówił. – Więc jakbyście słyszeli o kimś chętnym, to kierujcie go do mnie. Tak, teraz była doskonała okazja, żeby szwagier odwdzięczył się za te wszystkie gościny u nas. Bez wahania wykręciłam jego numer: – No cześć, Michałku – zaczęłam. – Jak interesy, dalej szukasz kogoś do komisu? – A wiesz, że tak – usłyszałam po drugiej stronie słuchawki i aż mi serce zabiło mocniej z radości. – Interesy idą nie najgorzej, więc pomoc by mi się przydała. Masz może kogoś na oku? Wiesz, chodzi o to, żeby był uczciwy, wyględny, no i żeby z ludźmi umiał gadać... – Mam dla ciebie kogoś idealnego – aż zatarłam ręce z radości, że tak szybko uporam się z problemem. – Antka! – Jakiego Antka? – po drugiej stronie słuchawki nagle zapadła złowroga cisza. – No mojego Antka przecież, mojego ślubnego. – wypaliłam jeszcze nieświadoma nadciągającej katastrofy. – Zwolnili go z pracy, redukcja etatu, no i szuka teraz biedak zatrudnienia… – Ale wiesz, z tym komisem to jeszcze nic pewnego. – Czy mi się zdawało, czy Michał nie chciał pomóc własnemu szwagrowi?! Aż się nogi pode mną ugięły! – I ja bym mu na początek mógł grosze zaproponować, to bez porównania do tego, co zarabiał na państwowym… – Ale to bez znaczenia, Michał – zapewniłam go szybko – Wiesz, jak to jest, jak się nie ma roboty, to jakiekolwiek zajęcie jest na wagę złota. – Powiem bez ogródek, Basia – usłyszałam. – To jest zajęcie dla kogoś młodszego. Nie obraź się, ale to nie jest robota dla Antka. Powodzenia w szukaniu dalej. Teraz na pewno nie mogłam się przesłyszeć. W głosie Michała brzmiała determinacja. Determinacja, żeby nie dać mojemu mężowi szansy. Po tym wszystkim, co dla niego i mojej siostry zrobiliśmy. To niewiarygodne. Gdy odłożyłam słuchawkę, czułam się, jakby ktoś przyłożył mi w głowę ciężkim narzędziem. Jak ja mogłam się tak pomylić. To na kogo człowiek może w dzisiejszych czasach liczyć, jak nie na rodzinę?! Nadal wściekła na Michała wykręciłam numer młodszej siostry. To jej dzieci najbardziej dały nam się we znaki podczas ostatnich świąt. Wykazałam się wtedy anielską cierpliwością w łapaniu ich na schodach, żeby nie ponabijały sobie guzów. „Kto jak kto, ale Gosia mi pomoże” – taką przynajmniej miałam nadzieję. – Cześć, siostra – westchnęłam – Słyszałaś już złą nowinę? Wiedziałam, że siostra nie pomoże mi w znalezieniu dla Antka zajęcia. Od wielu lat siedziała w domu na utrzymaniu szwagra, który dobrze zarabiał – pracował jednak w specyficznej branży, i Antek nie miał tam czego szukać. Miałam jednak inny pomysł na to, by siostra mogła mi się przysłużyć. Nie dalej jak podczas moich ostatnich imienin opowiadała, że całkiem dobrze im się teraz powodzi i udało im się nawet odłożyć sporą sumkę na koncie. – Nie, nic nie słyszałam – odparła Gosia. – Coś nie tak u kogoś ze zdrowiem? – zaniepokoiła się. – Nie, dzięki Bogu zdrowie nam jeszcze dopisuje – westchnęłam. – Ale Antek stracił pracę. Nie dość, że zamartwiam się tym, gdzie on w jego wieku znajdzie zajęcie, to jeszcze… Wiesz, w zeszłym roku wzięliśmy tę pożyczkę na remont dachu… Lada chwila przyjdzie wezwanie do zapłaty, a ty ostatnio, jak u nas byliście, opowiadałaś, że nieźle wam się powodzi… Może mogłabyś mi pożyczyć kilkaset złotych? Po drugiej stronie słuchawki zapadła dziwna cisza. To na pewno nie było to, czego się spodziewałam. I nagle, jeszcze nim Gośka wypowiedziała pierwsze słowa, wiedziałam, co teraz nastąpi. Moja siostra mi nie pomoże. Najbliższa mi rodzina odsuwa się od nas, bo mamy kłopoty. To po prostu było niewiarygodne! – Nie bardzo wiem, jak ci to powiedzieć, Basiu – w głosie Gośki słyszałam wahanie. – Chyba źle mnie zrozumiałaś. Owszem, mieliśmy jakieś tam oszczędności, ale właśnie kupiliśmy terakotę do kuchni… Sama rozumiesz… Chętnie ci pomogę, ale to nie jest dobry moment… Nie czułam się na siłach słuchać tego dłużej. Jeszcze nim Gośka skończyła zdanie, odłożyłam słuchawkę i przez chwilę wpatrywałam się w nią oniemiała. To się nie mieściło w głowie. Moja rodzina nie okazała nam wsparcia w momencie, kiedy najbardziej tego potrzebowaliśmy. Jak ja to powiem Antkowi? Tyle razy namawiał mnie, żebym przestała się dla nich poświęcać – czyżbym po niewczasie miała przyznać mu rację? Mój świat przewracał się do góry nogami. Załamana weszłam do salonu, spodziewając się, jak zwykle w ostatnich dniach, zastać tam męża leżącego na kanapie przed telewizorem. O dziwo, Antka nie było. Pełna najgorszych przeczuć wystukałam numer jego komórki. Bo to wiadomo, co zdesperowanemu facetowi w średnim wieku przyjdzie do głowy?! Na szczęście Antek odebrał już po dwóch sygnałach: – Przepraszam, że ci nic nie powiedziałem, musiałem wziąć samochód – dopiero teraz zobaczyłam przez okno, że na parkingu brakuje naszego auta. – Zadzwonił sąsiad, wiesz, ten spod dwójki, że jest robota, no i musiałem od razu się stawić. Wiesz, żadne mecyje, ale też nie najgorzej. Hurtownia owocowo–warzywna. Potrzebowali kogoś do obsługi klientów. Już mnie zaakceptowali. Oczywiście muszę się jeszcze trochę poduczyć, wiesz, tu używają takiego programu do księgowania, którego wcześniej na oczy nie widziałem, no i wiek już nie ten, żeby tak wszystko do głowy łatwo wchodziło, ale jakoś dam radę – dawno nie słyszałam Antka tak podekscytowanego. – A co tam u ciebie, kochanie, gdzie tak dzwoniłaś przez całe popołudnie? – A, nigdzie – mruknęłam niechętnie. – Tak jakoś… Co ja miałam Antkowi powiedzieć? Że obdzwaniałam całą rodzinę, żeby ktoś łaskawie nam pomógł i właśnie się dowiedziałam, że na nikogo tak naprawdę nie możemy liczyć?! Przecież to podkopało cały mój świat! „To obcy człowiek, sąsiad, któremu ledwie mówię dzień dobry, pamiętał, że potrzebujemy pomocy, a rodzina w ogóle się o nas nie zatroszczyła?! Jeszcze wam to kiedyś przypomnę!” – myślałam butnie. Cóż, widocznie i takie doświadczenie było mi w życiu potrzebne, bym wreszcie przejrzała na oczy. Jak to mówią: prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. Właśnie się dowiedziałam, co oni są warci. Ale nie ma tego złego… Przecież niedługo będzie Wielkanoc. I zacznie się, jak co roku: – To może my wpadniemy na kilka dni? Nie chcemy robić kłopotu, ale u was jest taka wyjątkowa atmosfera... Szczęki wam poopadają, kiedy usłyszycie, że w tym roku mamy inne plany. Chcemy spędzić święta z tymi, na których naprawdę możemy liczyć – i na pewno nie będziecie to wy. Jak przyjdzie wam zapłacić po kilkaset złotych od osoby za pobyt w jakimś pensjonacie nad jeziorem, to pożałujecie, że nie pomogliście starej ciotce i wujowi w biedzie. Ale wtedy to będzie już za późno! Nie dam się więcej wykorzystywać. Więcej listów do redakcji: „Nie kocham męża. Tęsknię za mężczyzną, z którym miałam romans przed ślubem. On jest ojcem mojego syna”„Wyparłem się córki, ale zrozumiałem swój błąd. Po 15 latach chcę odzyskać z nią kontakt, ale jej matka to utrudnia”„Miałam raka, straciłam dwie piersi i męża, który mnie kochał, dopóki byłam zdrowa”
"Z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu/ Auf Fotos sieht die Familie am besten aus" (2021) - Anna Sowa07. 06. 2021, Ackermannshof - BaselPerformer:Miko
Podobno z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu i choć jest to powiedziane w uszczypliwym tonie, może w tym być sporo prawdy! Niektóre nasze rodzime gwiazdy uwielbiają stawać w blasku fleszy w towarzystwie kogoś bliskiego. Tata, siostra, mama czy mąż w ich ocenie to najlepszy wybór. Czy tak faktycznie jest? Uśmiech do zdjęcia! Być może gwiazdy, które stają w pojedynkę, są zakłopotane i nie są w stanie wykrzesać z siebie uśmiechu, którego przecież oczekują od nich fotoreporterzy. Może dlatego proszą o pomoc bliskie osoby, z którymi zawsze jest raźniej stawać na czerwonym dywanie? MW Media Zdenerwowane gwiazdy Często w wywiadach gwiazdy otwierają się przed rozmówcą i wyznają, że faktycznie pozowanie na ściankach nie jest ich spełnieniem marzeń, ale zdają sobie sprawę z tego, że to element ich pracy, którego nie da się w żaden sposób wyciąć. Agata Buzek kilka lat temu w rozmowie z magazynem Pani tak powiedziała: Ścianka to inny temat. Nie łączę tego, mówiąc górnolotnie, ze sztuką. To jest dość poniżające i denerwujące, że ludzi aż tak bardzo interesuje moja torebka. Jakie znaczenie ma to, ile kosztowała? I to, jak ona wygląda? A szlag was trafił! Taką miałam pod ręką, taką akurat wzięłam i do tego mam buty na płaskim obcasie, bo tak mi wygodnie A które gwiazdy kochają pozować z rodziną? Przekonasz się, przeglądając naszą galerię :) Gwiazdy, które na ścianki uwielbiają chodzić z rodziną. Kto wypada najlepiej? [DUŻO ZDJĘĆ] Zobacz galerię! Źródło: AKPA Zobacz galerię 14 zdjęć
Z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu Mocne Słabe +174 (195) #rodzina; #królewska; #uk; #karol; 10 lipca 2019 o 10:47 przez parys18 Skomentuj (0) Do
Muszę się wygadać i zapytać jak dana sytuacja wygląda z zewnątrz. W październiku z moim chłopakiem zaczeliśmy studia w innym mieście, ponieważ byliśmy zieloni jego kuzyn zaproponował Nam, że wspólnie poszukamy mieszkania. On studiuje drugi rok, wcześniej nie układało mu się ze współlokatorami. Szukaliśmy mieszkania dwupokojowego. Znaleźliśmy, bardzo ładne, na ładnym osiedlu, podobno blisko do mojej uczelni wg tego kuzyna... Po powrocie do domu sprawdziłam okazało się, że na uczelnie mam 10km... Mówię ok, są tramwaje wiadomo nie będzie źle. Z czasem odległość ta zaczęła mi przeszkadzać, zdarzało się, że w jedną stronę jechałam 50 minut, co w dniach gdy mam okienko daje ponad 3 godziny, ale ok stwierdziłam przemęczę się do czerwca. Pokoje mamy takiej samej wielkości jednak płacimy czynsz na 3... nie dzielimy wg pokoi co wg mnie jest głupotą ale wiadomo rodzinie nie wypada zwrócić uwagi. Czynsz jest wysoki, ostatnio wyszło 580zł na osobę. Jednak ok nie byłoby problemu gdyby nie to, że u owego kuzyna zamieszkała dziewczyna, że tak powiem "na gapę". U nas sypia 5/6 dni w tygodniu. Nie dokłada się, nie sprząta. No i trzeci największy problem- syf! Ale to straszny syf. W lodówce zielone kotlety, parówki, na stole zawsze pełno okruchów, które ja po nich sprzątam, deska klozetowa standard, włosy nie wiem skąd i nie chce wiedzieć na moich kosmetykach, szcoteczce do zębów. Dżentelmen odkurzył może ze 3 razy i raz posprzątał łazienkę jak przyszli jego "tesciowie". Zawsze sprzątaliśmy my. Zawsze mnie to irytowało, ale w końcu moja cierpliowść się skończyła. Podjęliśmy decyzję o przeprowadzce. Poinformowaliśmy go 1,5miesiaca przed, załatwiliśmy lokatorów na nasze miejsce, załatwilismy ze bedzie mogł z włascicielem podpisac nową umowę, bo wiemy że obecnym mieszkaniem jest zachwycony. Ale nie, nie zgodził się bo nie chce mieszkać z obcymi... choć wyprowadzajac się też zamieszka z obcymi. Wyrobił nam niezłą opinię , afera na całą rodzinę. Chłopak 21 lat żali się mamie, że zostawiamy go na lodzie, że musi iść do obcych, że takie super mieszkanie , że jesteśmy nie fair. Kuzynostwo, wujkowie, ciotki, dziadek, babcia- wszyscy poinformowani. Oczywiście my Ci źli. Nie wspomniał o tym, że wszystko za niego załatwialiśmy, nie powiedział że nie mieszka tu sam, a my opłacamy jego dziewczynie mieszkanie, o bałąganiarstwie też nie. My o sprawie powiedzielismy tylko rodzicom mojego chlopaka bo nie należymy do osob ktore lubia wszczynac takie akcje i teraz to się na nas odbiło, bo już mój chłopak dostaje wiadomości od kuzynów, że widzą, że związek ze mną namieszał mu w głowie skoro tak postąpił i zachowują się jakbyśmy nie wiadomo co zrobili. Powiedzcie czy naprawdę nie powinniśmy tak zrobić. Ja tej decyzji nie żałuję bo zamiast 580 zł będę płacić 400 a nie ukrywam nie przelewa mi się, nie będę musiał znosić smrodu niewynoszonych przez 2 tygodnie smieci (mamy osobne kosze) i opłacać czynszu dzikim lokatorkom, poza tym mam bliżej. Jednak chodzi mi o to, że mój chłopak martwi się tym co mówi jego rodzina, że są teraz tak do mnie nastawieni. Nie wiem czy da radę teraz coś zmienić? Czy już jest przesądzone. I czy powiedzieć kuzynowi co o nim myslimy czy odejść w spokoju?;p Bo ma wrażenie że on sam nie widzi swojej winy w tym wszystkim. Zmieniany 1 raz(y). Ostatnia zmiana 2013-02-22 15:34 przez Daimon. Niech on mu wygarnie. Ty się nie mieszaj, bo wyjdziesz na jeszcze gorszą. Przed rodziną to samo.. A jak nie zrozumieją to cóż zrobisz.. dajcie sobie spokój po jakimś czasie emocje opadną a z rodziną można się po jakimś czasie pogodzić Dobrze zrobiliście wyprowadzając się, przecież nie po to są współlokatorzy, żeby sprzątać za bałaganiarzami! Ja miałam to samo u siebie w mieszkaniu, śmieci nie wyniesione, z pokoju obok facet tracił włosy non stop (dosyć dlugie je miał) i WSZĘDZIE te włosy były. paskudztwo. Gratuluję wyboru, naprawdę lepiej na tym wyjdziecie To trzeba prawdę prosto z mostu walnąć, bo się przecież nie nauczą, jesli im nikt tego nie powie Zmieniany 1 raz(y). Ostatnia zmiana 2013-02-22 15:38 przez andziula704. Ja na Twoim miejscu bym wszystkim powiedziala jaka naprawde byla sytuacja, jeszcze bym zdiecia na dowod porobila... Mialam niemalze identyczna sytuacje, pol roku minelo zanim zaczeli mi wierzyc wiec lepiej powiedz wszystkim jak naprwde bylo stawiam na szczerość! skoro on pierwszy zaczął wam smarować w rodzinie, to ja bym wyjaśniła jak było. Obawiam się, że jeżeli tego nie zrobicie w oczach innych to ty będziesz "damulką". Podziwiam Cię, że na wszystko się zgadzałaś. Rozpieszczony dzieciak myślał, że będzie miał sprzątaczkę i praczkę. Wiem, ale nie wkurza mnie to, że wszyscy znają tylko jedną wersje i oceniają sytuacje. zebym to ja miala tylko takie blahe problemy ze swoja rodzinka to by byk lo dobrze...pamietaj z rodzina sie nie zaczyna niczego rodzina jest tylko po to zeby ewentualnie usiasc z nia przy stole raz do roku w swieta i wymienic zdawkowe grzecznosci i nic po za tym. ja uznaje za rodzine tylko rodzicow i babcie a z reszta nie chce miec nic wspolnego CytatDaimon Wiem, ale nie wkurza mnie to, że wszyscy znają tylko jedną wersje i oceniają sytuacje. Wiesz, ja myślę że oni aż tacy głupi nie są, ale go po prostu bronią do upadłego.. Bo to tak jakby przyznali się do swoich błędów które popełnili przy wychowaniu bachora..Wolą ci dupę obrobić i zrobić z ciebie damulę. Ja to bym chyba na jakims spotkaniu rodzinnym narobila wstydu temu kuzynowi,na miejscu Twojego sprzataczy niech do rodzicow jaj Powiedzcie mu co o tym myślicie bądźcie z nim szczerzy wkońcu to jest dorosły facet, a nie mały dzieciaczek, który się popłacze jak mu zwrócicie uwagę, jak nie poprawi swojego postępowania to odejdźcie w spokoju po prostu . Cytatmohito89 Ja na Twoim miejscu bym wszystkim powiedziala jaka naprawde byla sytuacja, jeszcze bym zdiecia na dowod porobila... Mialam niemalze identyczna sytuacje, pol roku minelo zanim zaczeli mi wierzyc wiec lepiej powiedz wszystkim jak naprwde bylo zdjęcia mam tylko wstydziłam się przyznać, nie chciałam wyjść na desperatkę. No, ale tego, że jego dziewczyna u nas mieszka nie udowodnię. On pewnie na te zarzuty odpowie, że śpi tylko w weekend albo coś. Zobaczysz, sytuacja z czasem się poprawi. Wystarczy, że Twój opowie rodzinie, jak to było. Nie masz nikogo w dowodzie, żeby po nim sprzątać i za niego płacić. Nie jesteście uzależnieni od tej łatwowiernej części rodziny, do szczęścia nie są wam potrzebni, a odpowiednie warunki mieszkaniowe już tak. Wyluzuj, racja po waszej stronie, a to najważniejsze. nie przejmuj sie!! uwazam, ze dobrze sie zachowaliscie, nie odpowiadało wam to sie wyprowadzacie - proste. pozatym na ponaad miesiac wczesniej poinformowaliscie go o swoich zamiarach. najlepiej bedzie gdy twoj chlopak z nim pogada i powie mu o przyczynasz waszej decyzji. a gadaniem rodziny sie nie przejmujcie, wy wiecie jak jest. uwazam ze dobrze sie zachowaliscie, podjelas sluszna decyzje. tez przez rok mieszkalam w takim syfie i z dzikimi wspolokatorami - powiedzialam nigdy wiecej. A co do rodziny... cóż, stare powiedzenie sie sprawdza nie tylko w jego rodzinie - ze dobrze wychodzi sie razem tylko na zdjeciu. To normalne ze są ludzie i ludziska. Nie sa w stanie ocenic tej sytuacji obiektywnie, poniewaz znaja tylko zdanie kuzyna, ktory Bog wie co naopowiadal. Ja na miejscu Twojego faceta jednak wygarnelabym mu na odchodne - wiadomo, nie klotnia ale powiedziec, zeby nie wprowadzal niemilej atmosfery do rodziny, bo tak naprawde to nic sie nei stalo. Przykro nam, ale tylko zarejestrowane osoby mogą pisać na tym forum.
. 475 352 235 81 390 309 361 436
z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu