Aby znaleźć następny film do obejrzenia, wprowadźcie nazwę filmu, który Ci się podoba, w poniższym formularzu i zobaczycie filmy podobne do tego.Listy filmów generują się automatycznie, licząc wiele różnych opcji filmów i korzystając z sugestii i ocen eksperckich ("wybór ręczny").
Komedia to jeden z najtrudniejszych gatunków filmowych. Zasiadając przed ekranem, widz oczekuje mnóstwa śmiesznych sytuacji, dialogów oraz postaci. Bardzo ciężko wypełnić nimi półtorej godziny oraz spiąć wszystko w zgrabną całość fabułą (która często odgrywa rolę drugorzędną). Niewielu twórcom udaje się stworzyć warte zapamiętania widowisko gwarantujące solidny masaż przepony. Zazwyczaj zatem film zawiera tylko kilka zabawnych scen, a przez resztę czasu z ekranu wieje szczęście zdarzają się obrazy, które posiadają wszystkie niezbędne składniki służące rozśmieszeniu wymieszane we właściwych proporcjach. Poniżej czytelnik znajdzie wybór dwudziestu komedii z lat osiemdziesiątych – dekady, która wprowadziła wielu utalentowanych komików z telewizji (lub estrady) prosto do Hollywood. Nie należy traktować spisu jako jedynego słusznego – zapewne każdy mógłby dorzucić jakieś własne, ulubione tytuły – stanowi on bowiem zaledwie wskazówkę. Jeśli pragniesz miło spędzić czas – sięgnij po któryś z poniższych filmów, nawet jeśli już go widziałeś. A nuż odkryjesz coś nowego. Bez zbędnych wstępów przejdźmy zatem do poszczególnych tytułów uszeregowanych leci z nami pilot? (Airplane!, 1980)Pierwsza (choć niektórzy spierają się czy nie należałoby za pierwszą uznać “Kentucky Fried Movie”) z cyklu niezwykle udanych parodii trójki utalentowanych twórców – Davida Zuckera, Jima Abrahamsa oraz Jerry’ego Zuckera (w skrócie ZAZ). Postawili sobie oni za cel stworzyć film napakowany po brzegi odniesieniami do innych znanych ówcześnie produkcji. Do tego dodali mnóstwo błyskotliwych dialogów i zatrudnili aktorów, którzy wcielili się w swoje role idealnie, biorąc poprawkę, iż wszystko w “Airplane!” to jedna wielka zgrywa. Wśród nich na szczególną uwagę zasługuje dwóch z nich to Leslie Nielsen debiutujący komediowo w roli doktora Rumacka. Co ciekawe, w nieudanym “Strasznym filmie 3” (nota bene w reżyserii Davida Zuckera) Nielsen powtarza swoją kwestię właśnie z “Airplane”: “I just want to tell you both good luck. We’re all counting on you.” – “Chciałem wam tylko życzyć powodzenia. Liczymy na was.”. Drugi ze wspomnianych aktorów to nieodżałowany Lloyd Bridges w roli Steve’a McCroskeya, szefa lotniska, który potwierdził swój talent komediowy w “Spokojnie, to tylko awaria”, obu częściach “Hot Shots!” oraz w całkiem niezłej “Mafii!” (ostatnia rola – film został dedykowany pamięci seniora rodu Bridgesów).Śmiało można stwierdzić, iż produkcja ta ani trochę się nie zestarzała. Błyskotliwe dialogi bawią słyszane nawet po raz setny, nawiązania do ówczesnych blockbusterów można znajdować w nieskończoność, ciągle odkrywając coś nowego. Przede wszystkim jednak liczy się klimat – absurdalnej, doskonałej zabawy w dobrym stylu (czego niestety nie da się powiedzieć o współczesnych, obrzydliwych i po prostu nieśmiesznych parodiach).Twórcy zastosowali dość ryzykowny manewr pisząc scenariusz – praktycznie zrezygnowali z fabuły, dając nam w zamian jej substytut wypełniony po brzegi żartami. Na szczęście znakomita większość z nich jest zabawna i widz zupełnie nie zwraca uwagi na brak logiki w zdarzeniach. Więcej nawet – ośmielę się stwierdzić, iż jakakolwiek historia bardziej angażująca szare komórki tylko by przeszkadzała. A tak możemy skupić się na wyłapywaniu odniesień i oddać nie skrępowanej niczym opisie tego filmu należy wspomnieć o pewnej ciekawostce. ZAZ postawili sobie jeszcze jeden cel produkując “Airplane!”- postanowili, że zmuszą ludzi do pozostania w kinie do samego końca napisów. Umieścili zatem kilka żartów w spisie płac. Tradycję tę kontynuowali z powodzeniem w swoich kolejnych dziełach zaliczających się, podobnie jak “Airplane!”, do klasyki komedii. Naprawdę żal twórców, którzy kiedyś autentycznie potrafili rozśmieszyć, a obecnie ich filmy stanowią źródło niesmaku oraz wzór dla idiotycznych gniotów w rodzaju “Komedii romantycznej”.Blues Brothers (1980)W 1978 roku Dan Aykroyd oraz John Belushi stworzyli rhythm & bluesową kapelę Blues Brothers. Zadebiutowali w słynnym programie “Saturday Night Live” i od razu podbili serca publiczności. Ich płyta zdobyła status platynowej i sprzedała się w tysiącach egzemplarzy. Szybko zapadła decyzja o nakręceniu filmu z braćmi Blues w roli głównej. Dan Aykroyd napisał swój pierwszy scenariusz, ale ponieważ nie miał w tej materii żadnego doświadczenia, przesadził z ilością materiału (pierwotna wersja – zwana “tome” – zawierała 324 strony, co odpowiada trzem scenariuszom o standardowej długości). Dopiero reżyser, John Landis, doprowadził tekst do nadającej się do realizacji samego początku jasne było, iż film ma stanowić połączenie komedii z musicalem. Wkomponowano zatem w fabułę najbardziej znane przeboje Blues Brothers oraz zaproszono takie gwiazdy muzyki, jak James Brown, Aretha Franklin, John Lee Hooker, Cab Calloway (znany jazzman) czy Ray Charles. W efekcie zaprezentowano nam jeden z najlepszych i najsłynniejszych soundtracków w dziejach kina, który stał się równie wielkim przebojem jak sama produkcja. Doskonała muzyka to naturalnie nie jedyna zaleta obrazu. Dan Aykroyd oraz John Belushi stworzyli rewelacyjny duet – oni naprawdę rozumieją się bez słów i prawie nigdy nie zdejmują swoich ciemnych okularów. Prawie, ponieważ Jake (Belushi) robi to w trakcie rozmowy z tajemniczą kobietą (Carrie Fisher), podążającą śladem braci przez cały czas trwania seansu, a Elwood (Aykroyd) w dodanej w wersji DVD scenie zwalniania się z pracy. Kolejnym mocnym punktem “The Blues Brothers” jest zawrotne tempo historii. Widz podziwia także sprawność Landisa w kreowaniu widowiskowych pościgów. W tym miejscu warto zwrócić szczególną uwagę na dwie sekwencje – demolkę centrum handlowego oraz końcowy pościg za braćmi. Realizacja tych dwóch karamboli pochłonęła lwią część budżetu, a film przez pewien czas dzierżył palmę pierwszeństwa pod względem liczby zniszczonych samochodów. Trzeba uczciwie przyznać, iż tak spektakularnej gonitwy próżno szukać w innych obrazach. Całość zrealizowano z przymrużeniem oka, ale generalnie mieści się w granicach tolerancji ze znaków firmowych Johna Landisa stało się umieszczanie kolegów po fachu i innych znanych osobistości świata rozrywki w małych rolach. Również i tym razem, oprócz wymienionych wcześniej muzyków, na ekranie można dojrzeć Stevena Spielberga (urzędnik, który pod koniec filmu wystawia braciom czek), śpiewaka i gitarzystę Joego Walsha (więzień, który jako pierwszy wskakuje na stół i tańczy), Twiggy (słynną ówcześnie brytyjską modelkę) czy samego Landisa (jeden z policjantów ścigających braci po centrum handlowym). Tradycję tę reżyser z powodzeniem przeniesie do “Szpiegów takich jak my”.Wszystko to dało nam w efekcie jedno z najlepszych połączeń komedii z musicalem i potwierdziło talent Johna Belushiego zarówno w sferze komediowej, jak i muzycznej. Niestety w dwa lata po nakręceniu “The Blues Brothers” Belushi śmiertelnie przedawkował narkotyki. Drugi z “braci” nie zrezygnował z występów w zespole i znalazł zastępstwa w osobach Johna Goodmana (który wystąpił obok Aykroyda w sequelu) oraz Jima Belushiego (brata Johna). Po osiemnastu latach Landis i Aykroyd zdecydowali się na zrealizowanie drugiej części przygód braci – “Blues Brothers 2000”, który niestety nie powtórzył sukcesu oryginału. Zespół po dziś dzień występuje i okazyjnie organizowane są trasy koncertowe. Oddaliliśmy się jednak od filmu, choć nie ma nic więcej do dodania – “The Blues Brothers” to absolutna klasyka, a przy tym doskonała rozrywka i wstyd jej nie (Caddyshack, 1980)U progu lat osiemdziesiątych Douglas Kenney (współautor scenariusza do przeboju Johna Landisa “Menażeria” z 1978 roku), Harold Ramis, a także Brian Doyle-Murray (starszy brat Billa) wpadli na pomysł nakręcenia filmu o klubie golfowym. Wymyślili galerię charakterów oraz zestaw skeczy, które powiązali w coś na kształt fabuły. W efekcie powstała jedna z najbardziej charakterystycznych, a jednocześnie najlepszych komedii lat osiemdziesiątych – “Caddyshack”. Główny wątek (gdyby próbować go wskazać) skupia się na postaci Ala Czervika (Rodney Dangerfield), przedsiębiorcy budowlanego, który chce wstąpić do szacownego Bushwood Country Club. Problem w tym, iż maniery Czervika nie przystają do tego siedliska snobów. Film przedstawia również starania zdobycia pieniędzy na studia, pracującego jako nosiciel kijów golfowych, Danny’ego Noonana (Michael O’Keefe).Należy zwrócić uwagę na trójkę aktorów występujących w “Caddyshack”. Rodney Dangerfield kreuje postać przedsiębiorcy budowlanego z typowym dla siebie krzykliwym stylem bycia. Jego niewyparzony język i cięte riposty są solą w oku sędziego Elihu Smailsa (Ted Knight), który ze wszystkich sił próbuje usunąć Czervika z klubu. Druga warta uwagi rola to Ty Webb (Chevy Chase) – absolutnie zblazowany bogacz. Nie obchodzi go nic poza golfem. Jeśli ktoś lubi Chase’a i jego grę aktorską, opierającą się na absurdalnym dowcipie (jak na przykład słynny firmowy gest z zegarkiem), to będzie się zarykiwał ze śmiechu, gdy tylko postać Webba ukaże się na ekranie. I wreszcie trzeci złodziej widowiska – Bill Murray jako Carl Spackler, nierozgarnięty “pomocnik ogrodnika na polu golfowym”.Do klasyki komedii przeszły dwa monologi Murraya – historia Kopciuszka grającego w golfa oraz opowieść o Dalajlamie. Carl to idiota, który stara się wykonać każde zlecone mu zadanie na swój własny, oryginalny sposób. Największym wyzwaniem będzie pozbycie się świstaka rujnującego pole golfowe. Reżyser (Harold Ramis) wraz ze wspomnianymi aktorami wytworzyli na planie atmosferę improwizacji, co stanowiło pewien problem dla niektórych członków ekipy. Uskarżał się na to między innymi Ted Knight. W pewnym momencie podczas realizowania zdjęć, Ramis zorientował się, iż nie ma wspólnej sceny Murraya i Chase’a. W efekcie nakręcono rozmowę obu komików w domu Carla, przy czym ani jedna linijka dialogowa nie została napisana na potrzeby tego fragmentu – zarówno Murray, jak i Chase improwizowali. Widz natomiast może delektować się tym nieformalnym starciem dwóch różnych typów to sprawia, iż otrzymaliśmy obraz bez jakiejś wyraźnej linii fabularnej – raczej zestaw skeczy, które w mniejszym lub większym stopniu powiązano z grą w golfa. Jednak całość jest ogromnie zabawna i zapewni świetną rozrywkę. Naturalnie nie należy spodziewać się bardzo wysublimowanych czy inteligentnych żartów, ale przecież nieco prymitywnego humoru (w odpowiedniej dawce, a taką w “Caddyshack” znajdziemy) również się czasem 1988 roku zrealizowano sequel, który niestety odstaje od pierwowzoru. Swoją rolę powtórzył Chevy Chase i jest to jeden z plusów produkcji. Zabrakło niestety Rodneya Dangerfielda (podobną rolę w “Golfiarzach II” odgrywa Jackie Mason) oraz Billa Murraya. Mamy wprawdzie bliźniaczego bohatera, kreowanego przez Dana Aykroyda, ale Carl z oryginału śmieszył o wiele bardziej. Warto natomiast odnotować dwie inne postaci – prawnika Petera Blunta (świetny Randy Quaid) oraz nosiciela kijów golfowych Harry’ego (Jonathana Silvermana, znanego z bardzo dobrego “Weekendu u Berniego”). Można pokusić się o seans drugiej części, aczkolwiek oryginalni “Golfiarze” wypadają o wiele (Stripes, 1981)Ivan Reitman zrealizował wcześniej film krótkometrażowy i trzy kinowe, z których tylko “Pulpety” odniosły sukces. Reitman postanowił następnie nakręcić obraz wykpiwający absurdy wojska i żołnierskiego trybu życia. Zatrudnił Cheecha Marina i Tommy’ego Chonga i rozpoczął przygotowania do zdjęć. Po pewnym jednak czasie obaj aktorzy zrezygnowali i reżyser musiał poszukać kogoś na ich miejsce. Wybór padł na znajomych z planu “Pulpetów” – Billa Murraya (grającego tam główną rolę) oraz Harolda Ramisa (współtwórcę scenariusza między innymi do “Pulpetów”).“Stripes” przedstawiają losy Johna Wingera, który tego samego dnia traci pracę, samochód i dziewczynę. Postanawia odmienić los i namawia przyjaciela Russella Ziskeya (świetny Harold Ramis) do zaciągnięcia się do armii. Plakaty propagandowe sugerują świetlaną przyszłość oraz mnóstwo różnorakich korzyści, które staną się udziałem Johna i Russella po odbyciu służby. Na miejscu wychodzi jednak na jaw, iż hasła obiecujące raj na ziemi nie bardzo przystają do atmosfery panującej w obozie treningowym. Pieczę nad grupą Johna i Russella przejmuje despotyczny sierżant Hulka (Warren Oates). Postawił on sobie za cel zrobić z, w jego mniemaniu, bandy nieudaczników, prawdziwych ludzi ze stali. Winger i Ziskey naturalnie nie dadzą się tak łatwo przekonać sierżantowi… “Stripes” inauguruje nam dwa ciekawe pomysły, które wypłyną jeszcze w kilku innych komediach z tamtego okresu. Pierwszy to dowcipne sportretowanie wojska. Naturalnie wiele już mieliśmy filmów wyszydzających koszarowe życie, ale akurat w latach osiemdziesiątych miały jakiś taki charakterystyczny klimat. Wystarczy tylko wspomnieć takie produkcje jak “Akademia wojskowa” czy do pewnego stopnia “Wzgórze złamanych serc”. Druga interesująca idea to kompletne wykpienie żołnierzy Armii Czerwonej (osobiście nie mam nic przeciwko temu). Podobny zabieg zastosowano chociażby w “Szpiegach takich jak my” Johna Landisa. Ogromny wpływ na to miał czas, w jakim produkcje te realizowano. Zimna Wojna pomału zbliżała się do końca, a ZSRR dawno już stracił zęby i zdążał ku czeluściom śmietnika historii, gdzie jego miejsce. Żołnierze zza żelaznej kurtyny stanowili źródło wszelkiego zła (podobnie jak dzisiaj terroryści).Film stał się skokiem do sławy dla kilku znanych dziś aktorek i aktorów – Sean Young (“Łowca androidów“, “Ace Ventura: Psi detektyw”), Johna Candy’ego, Judge’a Reinholda (pamiętny Billy Rosewood z trylogii “Gliniarz z Beverly Hills”), Johna Diehla (serial “Policjanci z Miami”, “Park jurajski III”). W tle mignęli gdzieś również Bill Paxton i Dennis Quaid. “Stripes” odniosło ogromny sukces, zarabiając ponad osiemdziesiąt milionów dolarów i ugruntowały karierę Billa Murraya. Piosenka, którą śpiewa Winger, podchwycona przez cały oddział – “Do Wah Diddy Diddy” – stała się po premierze popularna wśród kadetów. Należy też wspomnieć o świetnym, wpadającym w ucho temacie przewodnim Elmera Bernsteina. Utwór ten przywodzi na myśl patetyczne marsze wojskowe, a jednak widz (albo słuchacz) cały czas zdaje sobie sprawę z pobrzmiewających w tle nut sugerujących, iż mamy do czynienia z jedną wielką warto zapoznać się z tą, kolejną już w naszym zestawieniu, komedią z lat osiemdziesiątych. Dobre poczucie po seansie jest niemal gwarantowane, a poza tym warto ujrzeć wprawkę twórców przed jednym z największych sukcesów tamtej dekady – “Pogromcami duchów”.Nieoczekiwana zmiana miejsc (Trading Places, 1983)Na początku lat osiemdziesiątych John Landis odniósł ogromny sukces dzięki “The Blues Brothers”. Kolejnym projektem reżysera stał się “Amerykański wilkołak w Londynie”, krzyżówka komedii z horrorem. Następnym obrazem twórca powrócił do gatunku komedii. Historia, stanowiąca swoistą wariację na temat powieści Marka Twaina “Książę i żebrak”, przedstawia zamianę miejscami dwóch bohaterów – zamożnego maklera giełdowego (Dan Aykroyd) i sprytnego kanciarza z ulicy (Eddie Murphy) – sprowokowaną przez dwóch starszych właścicieli wielkiej korporacji (Ralph Bellamy oraz Don Ameche), którzy zakładają się (o dolara!), iż to nie miejsce urodzenia, a talent decyduje o umiejętnościach do zrobienia do głównych ról zatrudniono Richarda Pryora i Gene’a Wildera, a film miał nosić tytuł “Black and White”. Pryor jednak zrezygnował i jego rolę zaproponowano, będącemu wtedy tuż po sukcesie “48 godzin”, dwudziestodwuletniemu Eddiemu Murphy’emu. Ten nie chciał, aby wszyscy widzieli w nim drugiego Pryora i odmówił współpracy z Wilderem. Do filmu zaproszono więc Dana Aykroyda. Obaj aktorzy dali się poznać jako bardzo dobrzy komicy w słynnym programie rozrywkowym “Saturday Night Live” (nadawanym do dzisiaj). Do obsady dołączyli ponadto kojarzona przede wszystkim z horrorami Johna Carpentera (“Halloween” i “Mgła”) Jamie Lee Curtis, oraz Denholm Elliot, angielski wykonawca, najbardziej znany z roli dr. Marcusa Brody’ego w “Poszukiwaczach zaginionej arki”. Film odniósł ogromny sukces. Złożyło się nań kilka czynników – doskonale odtwarzający swoje role aktorzy, ciekawy i zaskakujący scenariusz, sprawna reżyserska ręka oraz bardzo dobra muzyka Elmera Bernsteina. Warto szczególnie zwrócić uwagę na Murphy’ego. Jego kariera zaczynała wtedy nabierać rozpędu. Rok po premierze opisywanego tytułu zrealizuje swój największy hit – “Gliniarza z Beverly Hills”, stanowiącego kwintesencję retorycznych popisów komika (nie brak ich również w “Trading Places”). Aykroyd i Murphy świetnie się rozumieli i stworzyli bardzo ciekawy duet – wszak obaj prezentują różne typy humoru. Nie można również pominąć faktu, iż udało się w filmie przemycić kilka prawd o życiu, naturalnie pod płaszczykiem czystej rozrywki, wszak “Trading Places” to produkcja mająca za zadanie rozerwać widza, a nie stawiać filozoficzne Johna Landisa z Aykroydem i Murphym nie skończyła się wraz z ostatnim klapsem na planie “Trading Places”. Z tym pierwszym reżyser nakręcił jeszcze trzy filmy – “Szpiedzy tacy jak my”, “Plan Zuzanny” oraz “Blues Brothers 2000”. Natomiast czarnoskórego komika Landis zatrudnił przy “Witamy w Ameryce” oraz “Gliniarzu z Beverly Hills III” . Warto tu dodać pewną ciekawostkę – w tym pierwszym obrazie książę Akeem (w tej roli Murphy) wręcza dwóm spotkanym bezdomnym pieniądze. Nieszczęśnicy to dwaj staruszkowie z “Trading Places” – takie swoiste “mrugnięcie okiem” do uważnego zatem sięgnąć do klasycznej już komedii Landisa, która stanowiła ważny krok w karierze zarówno Eddiego Murphy’ego, jak i Dana Aykroyda. Ci dwaj aktorzy (a także reszta obsady i ekipy realizacyjnej) stworzyła bardzo zabawne, a jednocześnie zawierające pewne prawdy widowisko gwarantujące dobry humor po seansie (w jednej z włoskich stacji telewizyjnych “Trading Places” to film puszczany zawsze w okolicach Bożego Narodzenia). A czyż przede wszystkim nie tego wymagamy od komedii?

Arnold Schwarznegger w roli superszpiega sprawdza się wyśmienicie, a Cameron dostarcza nie tylko porcję emocji i one-linerów, ale też świetne sceny akcji z dobrą dawką humoru. Ten film jest jednym z lepszych w wykonaniu Schwarzeneggera, bo wychodzi poza kino klasy B z lat 80., prezentując poziom, który nie starzeje się tak bardzo i

Łzy wzruszenia, ból złamanego serca, śmiech do utraty tchu, skroń pulsująca od napięcia... Kino lat 80., zwłaszcza z dzisiejszej perspektywy, to gatunkowy kalejdoskop, gwarantujący widzom masę wrażeń. To czas, w którym komediowe blockbustery, Kino Nowej Przygody i filmy familijne podbijały nasze serca – czasem dzięki nowym formom narracyjnym, kiedy indziej za sprawą nowatorskich efektów specjalnych. I choć najbardziej spektakularne filmy tamtych lat stawiały na efektowną rozrywkę, poza Ameryką rozkwitały zupełnie inne filmowe tradycje. Przedstawicieli niektórych z nich znajdziecie poniżej. Dokonując wyboru, zdaliśmy się na wrażliwość i filmową pasję autorki rankingu. I choć na liście brakuje evergreenów większych niż kosmos ("Imperium kontratakuje"), a swojski "Kogel Mogel" wyprzedza spielbergowsko-cameronowską maszynę śmierci, kim jesteśmy, żeby wierzyć w wyryty na mojżeszowych tablicach kanon. W końcu tak jak każdy ma swoje kino, każdy ma także własne powidoki z "ejtisów". Puszczamy Cindi Lauper, wskakujemy do DeLoreana i odliczamy!
Obraz odniósł wielki sukces na całym świecie i doczekał się dwóch kontynuacji. "48 Hrs." (1982) Film akcji z Nickiem Nolte i Eddiem Murphym wymienialiśmy także w zestawieniu najlepszych komedii lat 80. To świetnie oceniana produkcja o duecie złożonym z gliniarza i byłego skazańca. Opinie | fot. plakat filmu „Szczęki” Klasyka kina może się kojarzyć z czymś archaicznym. Z filmami, którymi świat zachwycał się dziesięciolecia temu, a których dzisiaj, w szybszej, bardziej efektownej, technologicznie zaawansowanej rzeczywistości, nie da się już oglądać. Tych najlepszych produkcji uznanych za klasykę czas się jednak nie ima, są uniwersalne i wciąż oddziałują na emocje, mimo że od ich premiery minęły często długie dekady. Poniżej zestawienie dziesięciu klasycznych produkcji z lat 70., które można znaleźć w katalogach dostępnych w Polsce platform streamingowych. Taksówkarz (1976) reż. Martin Scorsese (HBO Go) Weteran z Wietnamu Travis Bickle przemierza taksówką nowojorskie ulice, walcząc z rosnącą samotnością i poczuciem społecznego wyobcowania. Z każdym kolejnym dniem czuje się coraz bardziej zagubiony w świecie, który go nie rozumie (z wzajemnością). Z każdą kolejną nocą skupia się coraz mocniej na amoralności, która wycieka z mrocznych zaułków miasta. Z każdym kolejnym odrzuceniem utwierdza się w przekonaniu, że musi wyplenić część zła. Nie jest jednocześnie świadomy, że sam jest częścią problemu. Przejmujący dramat o sfrustrowanym człowieku, który znalazł się nie ze swojej winy w pułapce własnego umysłu. Arcydzieło, które zainspirowało setki innych filmów, a ostatnio posłużyło za podstawę Jokera T. Phillipsa. Midnight Express (1978), reż. Alan Parker (Netflix) Opowieść o naiwnym amerykańskim studencie, który zostaje wtrącony do tureckiego więzienia za próbę wywiezienia z kraju dwóch kilogramów haszyszu, a tam przez kolejne lata przechodzi istną gehennę, ma siłę rażenia lodołamacza kruszącego kilometry twardego lodu. Gdy wstaniecie w końcu z fotela, będziecie innymi ludźmi, niż zanim w nim usiedliście. Film został wprawdzie oparty na prawdziwych przeżyciach Billy’ego Hayesa, ale znacznie odbiega od opisanych przez niego w książce faktów, zwłaszcza w tym, że przedstawia tureckich strażników jako sadystów i gwałcicieli. To autorska odyseja w głąb jądra ciemności, która pozostaje w pamięci na długie lata. Ojciec chrzestny (1972), reż. Francis Ford Coppola (Amazon Prime Video) Zestawienie klasyków lat 70. nie może nie zawierać wpisu o Ojcu chrzestnym. Opowiadana na przestrzeni dziesięciolecia po zakończeniu II wojny światowej historia nowojorskiej rodziny mafijnej zawiera wszystko, czego potrzebuje wielkie kino. Dramat, komedię, sensację, zdrady, zabójstwa, intrygi, zwroty akcji, pamiętne dialogi, wybitne aktorstwo, poczucie obcowania z pełnokrwistymi postaciami o psychologicznej głębi. Na dodatek świadomą reżyserię i zdjęcia Gordona Willisa, który wytyczył tym filmem nowe standardy w operowaniu światłem i cieniem. Mimo to kontynuacja Ojca chrzestnego, także dostępna na Prime Video, jest przez niektórych uznawana za film jeszcze lepszy. Paragraf 22 (1970), reż. Mike Nichols (HBO Go) Gdy w 2019 r. hollywoodzkie szychy zabrały się za ubraną w formę mini-serialu ekranizację słynnej antywojennej powieści Josepha Hellera, odbiór był zaskakująco pozytywny, mimo że ta wersja Paragrafu 22 była bardziej efektowna i wystylizowana niż prawdziwie satyryczna. Wszyscy, którym czegoś w niej zabrakło, powinni wrócić do klasycznej adaptacji, którą Nichols nakręcił tuż po Absolwencie. Choć reżyser nie mógł pozwolić sobie na ukazanie wszystkiego, co chciał, jego wersja buzuje od emocji, które zdefiniowały amerykańskie kino lat 70. Surrealistyczna komedia miesza się z dramatem o bezsensowności wojny, a biurokratyczna mentalność przeraża bardziej od niemal samobójczych misji wykonywanych przez bombardiera Johna Yossariana. Szczęki (1975), reż. Steven Spielberg (Amazon Prime Video) Pierwszy współczesny blockbuster, który zmienił hollywoodzkie postrzeganie kręcenia (oraz promowania) widowisk dla masowego widza i utorował drogę do fenomenu Gwiezdnych wojen: Części IV – Nowej nadziei G. Lucasa. Można wręcz złośliwie stwierdzić, że Spielberg jest pradziadkiem dzisiejszych wielomiliardowych sukcesów uniwersum Marvela i Disneya, z którym bezskutecznie próbuje konkurować. Natomiast sam film to prawdziwe cudo. Na poły ociekający klimatem dreszczowiec o rekinie pożerającym mniej lub bardziej podekscytowanych plażowiczów, na poły kino przygodowe o brawurowych mężczyznach, którzy stawiają czoła potworowi, Szczęki zapewniają rozrywkę i straszą nie na żarty. Cały ten zgiełk (1979), reż. Bob Fosse (HBO Go) Owładnięty obsesją perfekcjonizmu, zatracający się w realizowanych projektach reżyser Bob Fosse nakręcił zaskakująco drapieżny, intensywny musical o owładniętym obsesją perfekcjonizmu reżyserze filmowym i teatralnym, który zatraca się w sztuce o jeden raz za dużo. Film balansujący udanie na granicy dojmującego realizmu i pociągającej wizualnej impresji, którego nagrodzony Oscarem, dokładny co do ułamka sekundy montaż Alana Heima zmusił krytyków i widzów do zmiany sposobu myślenia o tym, czym musicale były i mogą być. Mechaniczna pomarańcza (1971), reż. Stanley Kubrick (Netflix) Po filmie kalibru 2001: Odysei kosmicznej, który nie tylko odmienił postrzeganie fantastyki naukowej, ale także sprawił, że ludzie zaczęli inaczej myśleć o kosmosie, większość reżyserów osiadłaby na laurach. Kubrick nakręcił przerażająco kolorową i amoralną dystopię z lekką nutką społecznej dekadencji i refleksji na temat wolności jednostki. Główni bohaterowie to w gruncie rzeczy młodzi złoczyńcy, którzy demolują i mordują bez cienia wyrzutów sumienia, ba, dokonują gwałtu w takt szlagierowej Deszczowej piosenki. Ale są to złoczyńcy stworzeni przez świat, w którym musieli dorastać, a w którym istnieją znacznie gorsze drapieżniki. Po premierze cenzorzy mieli pełne ręce roboty, a obrońcy moralności wychodzili z siebie, żeby zablokować dystrybucję. Bliskie spotkania trzeciego stopnia (1977), reż. Steven Spielberg (Netflix) Steven Spielberg tuż po Szczękach nakręcił przełomowe w perspektywie kina komercyjnego science fiction, którego bohaterowie nawiązują kontakt z istotami pozaziemskimi. Nie ma tu jednak miejsca na krwiożercze ufoludki próbujące dokonać inwazji na Błękitną Planetę. Na ekranie króluje ciekawość i iście dziecięca fascynacja tym, co nieznane i wciąż niezbadane. W kontekście Spielberga ważny był również fakt, że w Bliskich spotkaniach… słynny reżyser podjął po raz pierwszy współpracę z montażystą Michaelem Kahnem, bez którego jego późniejsze filmy nie byłyby takie same. Grease (1978), reż. Randal Kleiser (Amazon Prime Video) Młody, zbuntowany i jurny John Travolta w roli, która miała przypaść młodemu, ale wówczas nieznanemu widowni kinowej Richardowi Gere’owi. Główny bohater bezwstydnie uwodzi młodą, debiutującą aktorsko piosenkarkę (w tej roli Olivia Newton-John). Oboje udają licealistów, choć on był po dwudziestce, a ona dobiegała już powoli trzydziestki. Na ekranie róż miesza się z wichrzycielską czernią, chłopaki puszą się na widok czerwieniących się dziewczyn, a opowiadana historia jest cukierkową fantazją o beztroskiej młodości. Monty Python i Święty Graal (1975), reż. Terry Gilliam, Terry Jones (Netflix) Witajcie w krainie czystego, nieskażonego poprawnością polityczną absurdu, w której rycerze nie mają budżetu na rącze rumaki, krwiożercze króliki sieją postrach wśród wszystkiego co żywe, a różnice między jaskółkami europejskimi i afrykańskimi prowadzą do wojen! W swym pierwszym filmie kinowym nieznający świętości brytyjscy komicy wzięli na warsztat legendy arturiańskie i przerobili je na szereg skeczy, które zainspirowały kolejne pokolenia widzów i filmowców. Nic zresztą dziwnego, w Świętym Graalu jest wszystko, czego potrzebuje porządne historyczne kino akcji i atrakcji – krew, posoka, odcinane kończyny, drastyczne pojedynki, humor, wino, kobiety i śpiew. A że ani przez sekundę nie jest na poważnie? Szczegół. Dziennikarz, tłumacz, kinofil, stały współpracownik festiwalu Camerimage. Nic, co audiowizualne, nie jest mu obce, najbardziej ceni sobie jednak projekty filmowe i serialowe, które odważnie przekraczają komercyjne i autorskie granice. Nie pogardzi też otwierającym oczy dokumentem. zobacz także Najpopularniejsze tematy naukowe, które zdominowały internet w 2019 r. NewsyNajpopularniejsze tematy naukowe, które zdominowały internet w 2019 r. Najlepsze filmy z lat 80. i 90., o których mogliście zapomnieć, a obejrzycie je w domu TrendyNajlepsze filmy z lat 80. i 90., o których mogliście zapomnieć, a obejrzycie je w domuMarie Kondo powraca. Jest zwiastun nowego serialu Netfliksa NewsyMarie Kondo powraca. Jest zwiastun nowego serialu NetfliksaPiosenkarka Camila Cabello w roli Kopciuszka. Obejrzyj zwiastun filmu „Cindarella” NewsyPiosenkarka Camila Cabello w roli Kopciuszka. Obejrzyj zwiastun filmu „Cindarella” Te tytuły zmiotły nas z planszy w 2022 roku. Najlepsze filmy akcji 2022 roku były szybkie, spektakularne, krwawe, ale i refleksyjne. Każdy z nich skutecznie podnosił poziom adrenaliny widzom, proponując również mnóstwo innych atrakcji. Elementy kina sensacyjnego mieszają się w nich z innymi gatunkami, dlatego kończyło się nie tyle

Get the IMDb AppHelpSite IndexIMDbProBox Office MojoIMDb DeveloperPress RoomAdvertisingJobsConditions of UsePrivacy PolicyInterest-Based AdsIMDb, an Amazon company© 1990-2022 by Inc.

10. Dziecko Rosemary / Rosemary’s Baby. (USA – Roman Polanski) 1968. Studium przerażenia i samotności kobiety, która nigdy nie musiała być silna, a nagle znajduje się sama przeciw wszystkim i odkrywa, że ma w sobie pokłady mocy, o którą by się nie podejrzewała. Ostatecznie przeciwstawia się zniewoleniu i zadanemu jej gwałtowi
100 – 76 75 – 51 50 – 41 40 – 31 30 – 21 20 – 11 10 – 1 Suplement do rankingu 75. Hair 1979, reż. Milos Forman, w rolach głownych: Treat Williams, John Savage, Beverly D’Angelo „Hair” jest dla mnie dowodem, że mimo tak silnie osadzonej w wojennych realiach przeszłości i mimo tego, że ruch hippisowski skrajnie sprzeciwiał się temu, co doprowadziło do tragedii Formana, Szpilmana, itd. Forman potrafi zachować dystans. Nie decyduje się na grożenie palcem i krzyk z ambony. Robi po prostu pełen śpiewu i tańca musical. Jest to, w moim odczuciu, rzecz niezwykła. Rzecz, o której w Polsce, skażonej widmem Auschwitz, nie możemy nawet myśleć. U nas ilekroć podchodzi się do tematu wolności, sprzeciwu antywojennego i historii, musi być poważnie. Nie można pomarzyć, jak Forman. Nie można podać bajki z demaskatorskim morałem. To niewskazane, za to dostałoby się ocenę niedostateczną. Czechowi się udało. Pobawił się stereotypami, poromansował z Brodwayowskim kiczem, ale i pozostawił w nas część swoich przekonań, które z tego morza tandety wyłaniają się wtedy, gdy najmniej się tego spodziewamy. W tym tkwi dla mnie urok opowieści o bandzie hippisów i nieśmiałym kolesiu z południa. [Fidel, fragment recenzji] 74. Wyjęty spod prawa Josey Wales The Outlaw Josey Wales 1976, reż. Clint Eastwood, w rolach głównych: Clint Eastwood, Sondra Locke, Dan George Gdy bohater traci swoich bliskich w wyniku brutalnego ataku unionistów można przypuszczać, że rozpoczyna się tradycyjna opowieść o zemście. Ale to mylne wrażenie. Ten film to pełna liryzmu przypowieść o bezsensownej wojnie, bezowocnej wendecie i zmęczonych życiem outsiderach. Clint Eastwood zagrał tu świetną rolę – widać jego ból, cierpienie, rozpacz, pragnienie uzyskania spokoju. Natomiast jako reżyser znakomicie wyczuł w jakie struny należy uderzyć by wzbudzić odpowiednie emocje. Zdarza się więc, że film jest nostalgiczny, brutalny, ironiczny lub niepokojący. [Mariusz] Josey Wales nie jest typowym Eastwoodowskim Tajemniczym Mścicielem. Co prawda nie mówi zbyt dużo i – co oczywiste – dysponuje niemal boskimi umiejętnościami strzeleckimi. Jednak nie jest postacią znikąd – w filmie klarownie zostało wyjaśnione, co nim kieruje. Jest bohaterem z krwi i kości. Jak wiadomo, Clint Eastwood uchodzi za aktorskiego minimalistę i jego bohaterowie rzadko okazują jakiekolwiek emocje – ten film jest jednak wyjątkiem od reguły. Główną osią fabuły jest ucieczka przed jankeskimi siepaczami i próba przedostania się do Teksasu. Bezpośrednio po zakończeniu wojny secesyjnej te rejony były bardzo niebezpiecznym miejscem, nie powinno być więc dla nikogo zaskoczeniem, że film obfituje w pojedynki strzeleckie, a fabuła przez cały czas trzyma w napięciu. Jednak główną siłą „Wyjętego spod prawa Joseya Walesa” są doskonale rozpisane postacie i relacje między nimi. [Piotr Han, fragment recenzji] 73. Johnny poszedł na wojnę Johnny Got His Gun 1971, reż. Dalton Trumbo, w rolach głównych: Timothy Bottoms, Kathy Fields, Marsha Hunt, Jason Robards Filmów antywojennych powstało na pęczki, wiele lepszych, lepiej zrobionych a nawet mocniejszych, dosadniejszych czy aktualniejszych, ale film ten to arcydzieło jako obraz poruszający tematykę eutanazji, prawdopodobnie najlepszy jaki powstał oraz najbardziej dosadny. Nie wiem czy takie było założenie twórców (przypuszczam, że celem było antywojenne przesłanie) ale wiem że film ten na zawsze zostanie w mojej głowie. [Lecho] 72. Nosferatu Wampir Nosferatu: Phantom der Nacht 1979, reż. Werner Herzog, w rolach głównych: Klaus Kinski, Bruno Ganz, Isabelle Adjani, Roland Topor Młody pośrednik handlowy dostaje intratne zlecenie – ma sfinalizować umowę z zamieszkującym odległą Transylwanię hrabią. Wyrusza więc w trasę, zostawiając w domu pełną obaw żonę. Na miejscu okazuje się, że samo imię hrabiego wzbudza paniczny wręcz lęk wśród wieśniaków. Mimo to nasz bohater wyrusza do zamku hrabiego. Dobrze urodzonym okazuje się być łysy, trupio(!)blady oryginał z odstającymi uszami, krzywymi zębami i kościstymi dłońmi. W dodatku pije krew i za dnia śpi w trumnie. Powyższa wiedza jest jednak niebezpieczna – młodzian zostaje zamknięty w ponurym zamczysku, podczas gdy wampir wyrusza statkiem (załoga szybko się przerzedza…) do rodzinnego miasta pośrednika. Oficjalnie chce zamieszkać w opuszczonej kamienicy. Nieoficjalnie – wywołać zarazę i posiąść piękną żonę swego gościa… W jednym z wywiadów Herzog miał ponoć stwierdzić, że “Nosferatu: Symfonia grozy” jest jego skromnym zdaniem najważniejszym filmem kinematografii niemieckiej. Na potwierdzenie można przytoczyć kilka kadrów (Lucy siedząca na plaży pełnej krzyży, statek na pełnym morzu), które są hołdem ekspresjonistycznemu arcydziełu. Hołd hołdem, ale Herzog nie byłby sobą, gdyby nie dodał czegoś od siebie. I to był doskonały pomysł: podczas seansu odczuwałem kosmiczny wręcz niepokój, w skali jaką dotąd spotkałem tylko w niektórych opowiadaniach Lovecrafta. Na korzyść świadczy też jej wydźwięk: nasz szary świat oddzielony jest cienką granicą od nadnaturalnego zła, którą bardzo łatwo naruszyć, opowieść w którym przegrani są wszyscy (także, a może przede wszystkim, hrabia Drakula), zatęchły świat skąpany w mroku, w którym nieśmiałe działania sił dobra bledną przy potędze sił mroku. Pod względem wizualnym film Herzoga to stary, dobry analog: zdjęcia hipnotyzują surowym pięknem, pulsują jakimś utajonym życiem…One są – nie mam lepszego słowa – poetyckie: operator inspirował się malarstwem romantycznym (które ubóstwiam) , a niektóre ujęcia mógłbym śmiało powiesić na ścianie między „landszaftami” Caspara Davida Friedricha; nie ważne, czy to rumuńskie ostępy leśne, czy schludne do czasu Delft – zdjęcia są piękne i kropka (dodatkowy walor estetyczny: Isabelle Adjani wygląda tu bardzo kobieco). Warto wspomnieć również o świetnie rozplanowanych ujęciach, wykorzystujących pomysłowo grę światła i cienia (jak np. pierwsze spotkanie Lucy i hrabiego!), zaś muzyka…niech mnie szlag trafi, jeśli nie słyszałem jej w łonie matki! Muszę przyznać, że w trakcie oglądania tego filmu miałem wrażenie, jakbym to ja osobiście poprawiał scenariusz, był przy kręceniu, osobiście chodził po tych lasach, wybierając lokacje, montował, wybierał muzykę… Jak gdyby ktoś nakręcił film specjalnie dla mnie. Nigdy wcześniej i nigdy później nie czułem się tak jak wtedy – po prostu magia kina w najczystszej postaci. [Phlogiston] 71. Atak na posterunek 13 Assault on Precinct 13 1976, reż. John Carpenter, w rolach głównych: Darwin Joston, Austin Stoker, Laurie Zimmer, Charles Cyphers, Nancy Kyes, Tony Burton Mający swoją premierę w 1976 roku film Johna Carpentera nie zachwycił ani widzów, ani tym bardziej krytyków. Reżyser, który po sukcesie swojej niskobudżetowej farsy science-fiction pt. “Czarna Gwiazda” dostał od producentów zielone światło do realizacji dowolnego filmu, niemal znikomym sukcesem w box-office swojego nowego dziecka częściowo ich do siebie zraził. Ale już rok później, na 21. Festiwalu Filmowym w Londynie, “Atak na Posterunek 13” porwał widownie, krytycy nie mogli wyjść z podziwu dla kunsztu Carpentera, a on sam niemal natychmiast stał się postacią rozpoznawalną w całej Europie. Wkrótce potem, film miał ponowną premierę w Stanach Zjednoczonych, lecz tym razem reakcja amerykańskiej publiczności była podobna do reakcji widzów z Europy. Również krytycy zrewidowali swoje opinie i tym samym “Atak…” został okrzyknięty jednym z najlepszych filmów akcji lat ’70. [hOps, fragment analizy remake’ów] Nie jest to arcydzieło, ale ma dla mnie wielką wartość historyczną i sentymentalną. Razi bardzo niski budżet (choć ponura, niemal postnuklearna scenografia wymiata – jak oni osiągali taki efekt 30 lat temu? Wystarczyło, że skierowali kamerę na ścianę i był klimat). Razi kiepskie aktorstwo. Ale sama atmosfera filmu jest niesamowita. Milczący przestępcy są przerażający. Widać braki w sztuce reżyserskiej, ale to wczesny film Carpentera – do czasu The Thing gość się wyrobił. 🙂 710, ale mimo tego – wstyd nie znać, wstyd nie mieć. [military, wypowiedz z forum] 70. Nie oglądaj się teraz Don’t Look Now 1973, reż. Nicolas Roeg, w rolach głównych: Julie Christie, Donald Sutherland, Hilary Mason Najlepszy horror wszechczasów. Motyw pogoni wąskimi, zatęchłymi uliczkami Wenecji za duchem zmarłej córki jest przerażający. Niesamowite scenerie miasta gondylierów tworzą niesamowity klimat. [Witold Wojciechowski] To, co czyni „Nie oglądaj się teraz” wyjątkowym to napięcie, które wzrasta poprzez częstotliwość retrospekcji – gdy miesza nam się w głowie porządek czasowy i ciągle jesteśmy zdani na szukanie głębszego sensu w całości. To też oczekiwanie na to, co zdarzy się w następnej scenie i właśnie ten fakt jest najbardziej przerażający. Kluczowe jest tu potraktowanie postaci Johna – jego druga natura ukazana jest poprzez szybkie cięcia montażowe, częste retrospekcje. Widz jest zdezorientowany tak samo jak bohater, który nie potrafi połapać się we własnych wizjach i przeczuciach (np. montaż synchroniczny w ekspozycji pokazuje przeczucie bohatera co do śmierci córki). Intencją Roega było ukazanie, jak śmierć dziecka wpływa na związek rodziców i jaka jest percepcja tragedii u każdego z nich. Miłość tutaj jednak przezwycięża śmierć, co pokazuje np. scena miłosna – to miłość ludzi szaleńczo w sobie zakochanych. W uderzający sposób skontrastowano w tej scenie banalność życia codziennego z wyjątkowością uniesienia miłosnego – co jest kluczem do tego małżeństwa. [Katarzyna Pracuch, fragment analizy] 69. THX-1138 1971, reż. George Lucas, w rolach głównych: Robert Duvall, Donald Pleasence, Maggie McOmie Debiut twórcy „Gwiezdnych Wojen” nie przypadnie do gustu wszystkim, bo jest hybrydą gatunków filmowych, a ta zawsze wzbudza kontrowersje, często niezrozumienie, czasem niechęć. Dramat, moralitet, science-fiction, komentarz, antyutopia? Wszystko po trochu. „THX1138″ to prawdziwa awangarda celuloidowa, która krytyki się nie boi, bo jej znaczenie podpisane jest przez szczerość twórcy. Mimo wielu dziur, omyłek i chaosu montażowego to jedno z najwybitniejszych dzieł SF, wciąż aktualne. A może dziś jeszcze bardziej? [desjudi, fragment recenzji] Fani gwiezdnej sagi mogą sobie mówić co chcą, a fani “Wyspy” Baya mogą im wtórować ile wlezie, ale to właśnie debiut reżyserski słynnego flanelowca pozostaje jego najlepszym i najbardziej dojrzałym dziełem. Zbiór literek z cyferkami – pierwotnie nazwa głównego bohatera filmu, z czasem także logo kinowego systemu dźwiękowego – nie jest co prawda filmem idealnym (choć mi niczego w nim nie brakuje), a jego powolna narracja może nużyć, nawet w tak krótkim metrażu (moment zagubienia w bezkresnej bieli do dziś przeraża mą cierpliwość), lecz głębia za nim stojąca, minimalizm opowieści i jej hipnotyzujący wygląd wciąż fascynują, skłaniając przy tym do przemyśleń. [Mefisto] Błyskotliwy debiut George’a Lucasa. Niezwykle sugestywna wizja dystopijnego świata przyszłości, w którym człowiek nie ma prawa do uczuć i staje się beznamiętną marionetką w rękach rządu. Jeden z ważniejszych filmów Lektura obowiązkowa, szczególnie dla tych, którzy z dystopijnych światów przyszłości znają jedynie “Eqilibrium”. [Lawrence] 68. Ucieczka z Alcatraz Escape from Alcatraz 1979, reż. Don Siegel, w rolach głownych: Clint Eastwood, Fred Ward, Patrick McGoohan Alcatraz, słynne więzienie na wyspie obok San Francisco, znane było długie lata z tego, że niemożliwością była ucieczka z niego. Do czasu. Ta sztuka udała się Frankowi Morrisowi, którego historię – bardziej wyimaginowaną niż realistyczną – przedstawia duet Don Siegel i Clint Eastwood, dla których było to kolejne udane spotkanie po “Brudnym Harrym” z 1971 roku. Eastwood jest twardy i niezłomny jak Callahan, choć w przeciwieństwie do słynnego gliny, częściej używa tu pięści i mózgu, wszak ucieczka z więzienia staje się dla niego obsesją i życiowym celem, w czym przeszkadzają mu nie tylko strażnicy, ale i brutalne życie więziennej społeczności. Siegel prowadzi akcję spokojnie, precyzyjnie, bez szaleństw, bez zbędnych fajerwerków, jakby ładując baterie, których moc wykorzystuje z nawiązką w drugiej połowie filmu, podczas której widz siedzi jak na szpilkach kibicując Eastwoodowi. Świetny, staroszkolny dramat więzienny, który dzisiaj może trącić myszką – szczególnie poirytowani mogą być fani “Oz” – ale sprawności realizacyjnej odmówić mu nie można. [desjudi] 67. Superman 1978, reż. Richard Donner, w rolach głównych: Christopher Reeve, Marlon Brando, Gene Hackman, Margot Kidder Pierwszy “Superman” wyreżyserowany przez Richarda Donnera jest zdecydowanie jedną z najlepszych rzeczy o tym superbohaterze jaką spotkałem. Owszem, film mocno się postarzał (nie tylko pod względem efektów specjalnych), ale ja całkowicie kupuje jego naiwną konwencję, w której Lex Luthor, Otis, i Miss Teschmacher potrafią przejąć bomby atomowe od wojska, a superbohater ratuje koty z drzew. Jest to lekkie kino nowej przygody niesione mocą genialnej muzyki Johna Williamsa, znakomicie dobraną obsadą (Hackman!!!, Beatty, Brando, Cooper, Kidder), humorem, i przede wszystkim SUPERMANEM (Christopher Reeve jest dla mnie bezkonkurencyjnie najlepszym wcieleniem tego herosa). Oglądałem film Donnera już kilkanaście razy i zawsze dobrze się na nim bawiłem (chociaż pierwsza godzina trochę się dłuży). Dla mnie to kino rozrywkowe niewiele gorsze od oryginalnych Gwiezdnych wojen, czy Indiana Jonesa. [Juby] Do tego filmu mam słabość właściwie od dzieciństwa. Kiedyś naprawdę nie trzeba mi było wiele. Superman stał się moim ulubionym bohaterem, głównie dzięki kreskówce emitowanej na Canal+, ale filmy (pierwsze dwa) również podziałały na moją wyobraźnię. I do dzisiaj bronię pierwszych ekranizacji Supermana, ba, same bronią się do dzisiaj (nawet po premierze strasznie nijakiego „Man of Steel”). Christopher Reeve to idealny człowiek ze stali, Lois Lane i Lex Luthor to w filmie postacie, które autentycznie da się lubić, poza tym masa humoru, niezłe efekty specjalne i klimat tej wielkiej przygody… Taki film o Supermanie musi być, musi być w taki sposób nakręcony i co chwila puszczać oko do widza, który daje radę przełknąć te wszystkie głupoty scenariuszowe, łącznie z tą kulą ziemską na koniec. Dla mnie absolutny faworyt. [materatzowy] 66. Rejs 1970, reż. Marek Piwowski, w rolach głównych: Stanisław Tym, Zdzisław Maklakiewicz, Jan Himilsbach Cóż można napisać mądrego o “Rejsie”? Wszelkie tendencyjne pytania, pojawiające się wokół niego, służą nie tylko umysłom ścisłym, które czują reminiscencje, ale służą sztuce także, bo nowa wartość może powstać jako synteza różnorodnych sprzecznych ze sobą wartości. Jeżeli chcemy osiągnąć nową wartość, musimy doprowadzić do konfliktu między tym, co fizyczne, a tym, co duchowe. Jeżeli natura, więc fizyczność, jest czymś pierwotnym, czyli tezą, to kultura jest jej antytezą, a synteza tym, co pragniemy osiągnąć. Gdy ktoś z nas gimnastykuje się, reprezentuje naturę, więc tezę, jeśli ktoś z nas śpiewa, reprezentuje kulturę, więc antytezę. Chcąc stworzyć sztukę na naszą miarę, musimy zwiększyć w niej udział wysiłku fizycznego, a dla antytezy i duchowego. I to jest nowa strategia syntezy. I to jest nowa koncepcja sztuki. Wybitne dzieło! [desjudi] 65. Star Trek (1979) Star Trek: The Motion Picture 1979, reż. Robert Wise, w rolach głównych: William Shatner, Leonard Nimoy, DeForest Kelley, James Doohan W fantastyce naukowej najbardziej fascynuje mnie kwestia pierwszego kontaktu i dzięki Lemowi oraz jego “Solarisowi” – problem “obcości” obcych. Całościowo “Star Trek” z tymi kosmitami, przypominającymi ludzi w kiczowatych wdziankach i gumowych maskach, w ogóle nie trafia w moją wizję życia pozaziemskiego. Jednak “Star Trek: The Motion Picture” okazuje się pod tym kątem świetne, głębokie i choć nie do końca opowiada o mieszkańcach innych planet, to wspaniale, z pewną dawką mistycyzmu opowiada o Kontakcie. [patyczak] 64. Wodzirej 1977, reż. Feliks Falk, w rolach głównych: Jerzy Stuhr, Sława Kwaśniewska, Wiktor Sadecki Wodzirej to dzieło światowego poziomu. Genialny Stuhr w mistrzowskiej roli cwaniaczka pełzającego po szczeblach kariery, którego trudno nie kochać. Bo czyż większość z nas taka nie jest? Zapatrzeni w siebie egoiści, dla których liczy się tylko zysk. Mało jest filmów, które tak doskonale oddają rzeczywistość, Wodzirej robi to z niezwykłą lekkością i polotem. Kryszak w piosence pod wiele mówiącym tytułem “Tico tico”, to czyste szaleństwo, coś czego się nigdy nie zapomina. [Marinhos Stefansky] Żywot człowieka skurwionego. Rola życia Jerzego Stuhra oraz film życia Feliksa Falka. [Hitori Okami] 63. 1970, reż. Robert Altman, w rolach głównych: Donald Sutherland, Elliott Gould, Tom Skerritt, Sally Kellerman „MASH” to klasyka kina wojennego, która w dodatku wyróżnia się na tle innych wielkich dzieł. Nie ma tu wojny, jaką oglądamy w wielu wojennych klasykach. Nie ma wielkich scen batalistycznych, nie ma bohaterów, nie ma patosu – są tylko zwykli ludzie z krwi i kości, ze słabościami i nie najgorszym poczuciem humoru. Bo film Altmana wyróżnia się również jako kino z rodzaju antywojennego, mówiąc o poważnych i traumatycznych rzeczach, wcale tej powagi nie zachowuje, ale i nie przesadza z humorem. To jeden z bardzo niewielu filmów, obok „Dyktatora” Charliego Chaplina, które opowiadają się przeciwko wojnie w tak zabawny i jednocześnie inteligentny sposób. [Aaron, fragment recenzji] 62. Uwolnienie Deliverance 1972, reż. John Boorman, w rolach głównych: Jon Voight, Burt Reynolds, Ned Beatty, Ronny Cox Absolutny klasyk filmu survivalowego, nakręcony przez Johna Boormana, reżysera znanego z umiejętności wprowadzenia dozy oryginalności do gatunkowych schematów – najpełniej zaprezentował to prawdopodobnie we wcześniejszym „Zbiegu z Alcatraz”, ale w „Uwolnieniu” także dał pokaz reżyserskiej maestrii. To świetnie nakręcony, rewelacyjnie wyważony i poprowadzony thriller, który z jednej strony potrafi zaskoczyć subtelnością, a z drugiej – zmrozić krew atakując widza nagle szokującą sceną. Słynny moment ze „squeal like a pig” będzie tu chyba najlepszym przykładem. Poza tym, Burt Reynolds i Jon Voight odgrywają jedne z najlepszych ról w karierze. [Motoduf] Istniała plotka że podczas kręcenia sceny gwałtu jakiego dokonują tubylcy na uczestnikach spływu kajakowego w tym filmie jeden z aktorów tak wczuł się w rolę, że naprawdę zgwałcił Neda Beattiego. Długo nie wyjaśniano tego ale ostatecznie okazało się że to nieprawda. Mimo wszystko scena jest bardzo realistyczna i nie tylko dla niej warto obejrzeć ten film. Malownicze pejzaże, uczucie zagrożenia i rewelacyjne role Burta Reynoldsa i Jona Voighta. [Witold Wojciechowski] Genialny film, thriller pełną gębą. W tamtych czasach sporo szokował, w naszych już może trochę mniej, ale mimo wszystko świetnie się to ogląda. Napięcie i wrażenie osaczenia buzuje, gdy tylko jeden z niedzielnych odkrywców w tajemniczych okolicznościach wyskakuje z czółna do rwącej rzeki. Ta scena, zaraz po akcji ze słynnym gwałtem, jest moją ulubioną. [Predator895, wypowiedz z forum] 61. Świt żywych trupów Dawn of the Dead 1978, reż. George Romero, w rolach głównych: David Emge, Ken Foree, Scott H. Reiniger, Gaylen Ross Scenariusz do sequela “Nocy żywych trupów” (1969) Romero zaczął pisać już w roku 1974, ale realizacja zdjęć rozpoczęła się dopiero w roku 1977. Powodem po raz kolejny okazały się trudności w znalezieniu funduszy (pomimo sukcesu pierwszej części), po części rozwiązane przez słynnego włoskiego reżysera, Dario Argento, fana “Nocy Żywych Trupów”, który po prostu nie mógł doczekać się kontynuacji. W zamian do praw dystrybucyjnych poza Ameryką, Argento zapewnił Romero wsparcie finansowe, a także zaoferował swoją pomoc przy pisaniu scenariusza i współtworzeniu ścieżki dźwiękowej do filmu. “Świt…” kręcono przez 4 miesiące w prawdziwym centrum handlowym (Monroeville Mall w Pennsylvanii) w godzinach nocnych, a jego premiera odbyła się na festiwalu filmowym w Cannes w 1978 roku. Oficjalna premiera filmu w Europie (wersja przemontowana przez Dario Argento, ze ścieżką dźwiękową wzbogaconą o wiele utworów zespołu Goblin) odbyła się już we wrześniu 1978 roku, a w Stanach Zjednoczonych dopiero 20. kwietnia 1979 roku. Obraz Romero chwalono za świetną jak na tamte czasy realizację, doskonałą satyrę na amerykański konsumpcjonizm oraz krytykę wielkich korporacji rozrastających się w zastraszającym tempie. Tak jak pierwsza część, film wywarł duży wpływ na światowe kino i popkulturę, doczekał się kilku parodii i, wreszcie, w 2004 roku remake’a w reżyserii debiutującego Zacka Snydera. [hOps, fragment opisu remake’ów] Nie ma nic bardziej intrygującego niż temat życia po śmierci. Żywe trupy mają w sobie jakąś nieokreśloną magię, która przyciąga przed ekran. Niestety niewiele jest tak udanych filmów poświęconych zombiakom jak Świt. Na szczęście ten film ma wszystko, czego potrzebuje dobry action horror. Najlepiej oglądać samemu, późną nocą, na starym telewizorze, o śnieżącym obrazie. [Marinhos Stefansky] 60. Dersu Uzała デルス・ウザーラ 1975, reż. Akiro Kurosawa, w rolach głównych: Maksim Munzuk, Yuri Solomin, Svetlana Danilchenko, Dmitri Korshikov Akira Kurosawa powraca w wielkim stylu realizując ambitny dramat przygodowy, którego głównym bohaterem jest stary myśliwy obdarzony mądrością i sprytem. Wspaniały film o relacji pomiędzy dwoma mężczyznami: młodym rosyjskim oficerem i jego przewodnikiem po syberyjskiej tajdze. Film o tym jak nieubłagany jest czas, który stopniowo odbiera człowiekowi sprawność, inteligencję, zdolność samodzielnego funkcjonowania. [Mariusz] Trochę niedoceniany film Akiro Kurosawy, stojący w cieniu “Siedmiu samurajów”, “Rashomona”, “Tronu we krwi” i kilku innych samurajskich eposów. “Dersu Uzała” to jedno z najwybitniejszych jego dzieł – jeśli szukacie po ludzku mądrych filmów, wnoszących nową wartość poznawczą, nie silących się na filozofowanie, ale będących apoteozą życia w wielu jego wymiarach, a przy tym chcecie zobaczyć pięknie zrobiony i znakomicie poprowadzony film, sięgnijcie po klasyk Kurosawy. Wspaniały, poruszający dramat, który wygrał Oscara w starciu ze znakomitą przecież “Ziemią obiecaną” Wajdy. Całkowicie zasłużenie. [desjudi] 59. Manhattan 1979, reż. Woody Allen, w rolach głównych: Woody Allen, Diane Keaton, Mariel Hemingway Nowy Jork można tylko kochać. Brzmi to nazbyt sentymentalnie, ale jeśli miłość do miasta przybrałaby konkretne kształty to “Manhattan” Woody Allena byłby tego ponętnego uczucia spełnieniem. [desjudi, fragment recenzji] Piękny, mądry, zabawny, stylowy – te cztery przymiotniki najlepiej oddają to co sądzę o tym dziele Allena. [Pegaz] Nowy York, prosta fabuła, kilka osób i genialne, błyskotliwe dialogi składają się na tak piorunująco autentyczny film o uczuciach, że “czwarta ściana” jakby znika, a widz przestaje być widzem – zaczyna żyć razem z bohaterami. I jest to chyba jedyny film Allena, w którym obraz w pełni dorównuje genialnej treści, bo mam wrażenie, że w większości filmów, Woody’ego trochę mniej zajmuje ich strona wizualna. A czarno białe zdjęcia “Manhattanu” zachwycają elegancją. [patyczak] Nie mogło zabraknąć drugiego wielkiego dzieła mistrza Allena. Na pewno obok Annie Hall najciekawsze dzieło Woodiego. Miłosna serenada dla ukochanej dzielnicy ukochanego miasta. I znów genialny humor i rewelacyjne dialogi. A ty kiedy ostatnio byłeś w kobiecie? [Witold Wojciechowski] Są tacy, których ten film nudzi, ale trudno nie zgodzić się z faktem, że scena gdzie Allen i Keaton siedzą na ławce przed mostem jest jedną z najbardziej ikonicznych w całej historii kina. [Jeremy] 58. Pat Garrett & Billy the Kid 1973, reż. Sam Peckinpah, w rolach głównych: Bob Dylan, James Coburn, Kris Kristofferson, Jason Robards Sam Peckinpah bez tworzenia legend i mitów, opowiada ostatni rozdział historii o Pacie Garrecie i Billym the Kid. Brutalny, krwawy i jakże przejmujący przykład antywesternu, plus kultowa muzyka Boba Dylana. [Lawrence] “Pat Garrett & Billy the Kid”, w amerykańskim kinie przedostatni (ostatnim będzie “Bez przebaczenia” (1993) Clinta Eastwooda) prawdziwy western, realizowany był w miejscach, gdzie swoje filmy o Dzikim Zachodzie tworzyli najwięksi: na amerykańsko-meksykańskim pograniczu. Podobnie jak w przypadku swego filmowego debiutu, Peckinpah sięgnął po aktorskie ikony filmowych “kowbojskich oper”, angażując, nawet w najdrobniejszych rolach, twarze znane z westernowej klasyki (jak np. występującą w filmach Forda, Zinnemanna i Hawksa, meksykańską aktorkę Katy Jurado). Powstał liryczno – nostalgiczny pean na cześć Far Westu, który prawdziwym blaskiem zalśnił dopiero 20 lat później, kiedy montażysta filmu – Roger Spottiswoode – odrestaurował pełną wersję “Pata Garretta & Billy’ego Kida” (w 1972 r., Peckinpah niespodziewanie przerwał montaż nakręconego materiału i film wszedł do kin w wersji zmontowanej przez producentów). [Piotr Kletowski, fragment filmografii Peckinpaha] 57. Amarcord 1973, reż. Federico Fellini, w rolach głównych: Magali Noël, Pupella Maggio, Ciccio Ingrassia, Gianfilippo Carcano, Armando Brancia, Nando Orfei, Bruno Zanin Esencja włoskiej duszy i 100% Felliniego w Fellinim. Podobno pierwotnie Federico chciał swój film nazwać “Viva Italia!”, co byłoby bardzo adekwatne do tego wszystkiego, co dzieje się na ekranie. Włoska prowincja, włoskie ulice, włoscy ludzie i włoskie problemy – kontrolowany chaos albo chaos uporządkowany. “Amarcord” to film bez fabuły, z dziesiątkami różnych bohaterów (granych często przez naturszczyków), jednak podporządkowany temu, co utkwiło w pamięci Felliniego (stąd tytuł “Pamiętam”) – żywiołowość, bezpretensjonalność i… niedojrzałość jako immanentne cechy Włocha. To hołd złożony włoskiej duszy, ale i jednocześnie mocny prztyczek w nos, wszak tak nieokiełznani ludzie potrafili zatracić się choćby w faszyzmie, seksie i fasadowej religijności… Świat film Felliniego pokochał, za to we Włoszech podobno “Amarcord” jest niezbyt doceniany. Zasłużony Oscar dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego w 1975 roku – Fellini pokonał wówczas Hoffmana i jego “Potop”. [desjudi] 56. Kabaret Cabaret 1972, reż. Bob Fosse, w rolach głównych: Liza Minelli, Joel Grey, Michael York, Helmut Griem Ten film to przede wszystkim genialna rola Liza Minelli w jednej z najlepszych kobiecych ról wszech czasów. Sam film to z kolei chyba jeden z najlepszych przykładów musicalu na poważnie – czyli niby wciąż pełnego wpadających w ucho, świetnych piosenek, ale podejmującego niezwykle trudne tematy. [Pegaz] 55. Midnight Express 1978, reż. Alan Parker, w rolach głównych: Brad Davis, Irene Miracle, Bo Hopkins, Paolo Bonacelli Midnight Express jeden z filmów, które miałem do nadrobienia przed samym plebiscytem i który tak naprawdę zrobił na mnie największe wrażenie. Nie mogło być inaczej i film musiał znaleźć się w pierwszej dziesiątce na mojej liście. Choć momentami przypominał mi The Shawshank Redemption to muszę stwierdzić, że film ten podobał mi się bardziej niż wspomniana produkcja Franka Darabonta. Przede wszystkim ze względu na bohaterów, którzy jakoś lepiej do mnie przemówili i których odgrywana rola bardziej przypadła mi do gustu. [Sephiroth] Amerykański turysta bawiący w Stambule postanowił przemycić do swojego kraju haszysz. Źle zrobił. Zostaje złapany przez policję i osadzony w więzieniu słynącym z surowości. Szybko przekonuje się, że nie ma co liczyć na swój rząd ani turecki system sprawiedliwości – jedyną szansą na wolność jest expressowa ucieczka o północy, gdy następuje zmiana wart (stąd tytuł). Dalej nie ma sensu streszczać – poprzestańmy na tym, że film nie traci tempa nawet na sekundę, a emocjonujących, kopiących dupę jest od groma, a miejsce akcji, tureckie więzienie, jest wręcz lepkie od brudu, tłuszczu, potu i kurzu. [Phlogiston] Chyba najlepszy film z gatunku więziennych. Genialna rola Brada Davisa i niezapomniany motyw muzyczny Giorgio Morodera. Strasznie przejmujący. [Witold Wojciechowski] Nieco zapomniany, a z pewnością będący w absolutnej czołówce jeśli chodzi o kino więzienne. Odwaga tej produkcji robi wrażenie po dziś dzień, a siła oddziaływania na widza jest tak silna, że jeszcze długo po seansie nie można się otrząsnąć. [Pegaz] 54. Rocky II 1979, reż. Sylvester Stallone, w rolach głównych: Sylvester Stallone, Talia Shire, Burt Young, Carl Weathers Seria o bokserze-mańkucie z Filadelfii ciągnęła się przez 30 lat, a mimo to jej jakość nigdy nie spadła poniżej pewnego poziomu. Pierwszy sequel “Rocky’ego” wyreżyserowany przez samego Stallone’a nie dorównuje oryginałowi, ale i tak jest bardzo dobrym kinem, do którego mam ogromny sentyment i uwielbiam wracać. [Juby] Co prawda mamy tutaj co z grubsza to samo co poprzednio, ale… nic mnie to nie obchodzi. Bo „Rocky’ego” mógłbym oglądać właściwie na okrągło. A druga część jest tak samo interesująca jak poprzednia. Łącznie z finałowym pojedynkiem, który pomimo tego samego przeciwnika ogląda się z tymi samymi emocjami. A tak przy okazji – sam fanem boksu nie jestem, ale dla mnie walka Rocky’ego z Apollo Creedem to zdecydowanie moja ulubiona w historii tego sportu. 😉 [materatzowy] 53. Sanatorium pod Klepsydrą 1973, reż. Wojciech Jerzy Has, w rolach głównych: Jan Nowicki, Jerzy Holoubek, Bożena Adamek Wojciech Jerzy Has słynął z tego, że choć zawsze przenosił na kinowy ekran czyjeś powieści, to każdą taką ekranizację wypełniał po brzegi swoim specyficznym stylem – tak mocno, że pod koniec procesu produkcyjnego gotowy film był w takim samym stopniu Hasa, jak pisarza, którego tekst posłużył reżyserowi za bazę fabularną. „Sanatorium pod klepsydrą” to jeden z najwybitniejszych przykładów charakterystycznego, zatopionego w surrealizmie sposobu myślenia o kinie w wykonaniu Wojciecha Jerzego Hasa. Ze zbioru opowiadań Brunona Schulza wybiera reżyser te wątki i fabularne strzępy, które pasują mu do opowiadanej historii, i układa je w niejednoznaczną opowieść – z jednej strony dobrze oddającą ducha prozy Schulza; z drugiej bardzo autorską, silnie naznaczoną osobowością reżysera i wzbogaconą o konteksty, których pisarz nie mógł blisko czterdzieści lat wcześniej przewidzieć. „Sanatorium pod klepsydrą” to wspaniałe, pobudzające wyobraźnię i niezwykle plastyczne kino, zupełnie inne od tego, co powstawało w tych latach w PRL-u. Warto docenić, nie wypada nie znać. [Motoduf] Surrealistyczny, groteskowy, hipnotyczny, poetycki, bawiący się konwencjami, gatunkami – jedyny w swoim rodzaju film polski, tym bardziej warty poznania, że nie tak dawno “Sanatorium” odnowiono cyfrowo. Efekt autentycznie powala. Film Hasa to sama czołówka polskiej kinematografii i film ze wszech miar wyjątkowy. [desjudi] 52. Kierowca Driver 1978, reż. Walter Hill, w rolach głównych: Ryan O’Neal, Bruce Dern, Isabelle Adjani, Ronee Blakley Walter Hill – prawdopodobnie najbardziej niedoceniony reżyser w historii – stworzył przepięknie wystylizowany film, który jest esencją męskiego kina w każdym calu. Wszystko tu jest niezwykle surowe, gracze nie marnują słów, a muzyką, która pieści uszy widza, jest jedynie pisk opon i ryk silnika. Wspaniałe kino oparte na profesjonalizmie bohaterów (niczym u Howarda Hawksa lub Jeana-Pierre’a Melville’a), którego dziś się już zwyczajnie nie robi – nic dziwnego, że Nicolas Winding Refn czerpał z tego arcydzieła pełnymi garściami tworząc „Drive”. Dodatkowo Bruce Dern powinien ustawowo być wstawiany do każdego filmu o twardych gliniarzach.[Gamart] Pozbawione sentymentów, artystycznej gromkopierdności i napuszonej stylizacji, świetnie wykalkulowane, minimalistyczne kino, na którym trzeba uważać, żeby nie przegapić tego, co dzieje się między dialogami. Produkcja wbrew pozorom niegłupia, ale bawiąca i bez konieczności nadmiernego wytężania spracowanej dyńki – taka, przy której łatwo się zapomnieć. Porządne kino akcji na wymarciu (czyt. bez użycia komputera, frazesów o równości i product placementu), do którego chce się wracać nie raz, i które w ponad 30 lat od premiery wciąż robi świetne wrażenie. Nie dziwota więc, iż za oceanem to cool kultowe cztery kółka, piwko i pomarańczowa skórka. [Mefisto, przeczytaj recenzję] Z całym szacunkiem dla “Drive” Refna ale “The Driver” Hilla zjada go na śniadanie, cudna atmosfera niedopowiedzeń jaką prezentuje (główni bohaterowie to Kierowca, Detektyw i Gracz 😉 ) i wyśmienite realistyczne pościgi to rzecz która cieszy me oczy i daje miejsce w moim TOP10. No i ta Isabelle Adjani…mmmmm [Sonny Crockett] “Driver” to kapitalny, oldskulowy sensacyjniak, który był tak dobry, że sprawił iż nawet ja, osobnik, którego cztery kółka NAPRAWDĘ nie jarają, poważnie pomyślałem, czy nie zrobić aby paru rundek po mieście(to samo zresztą chciałem zrobić po seansie “Drive”). Skoro już padł ten tytuł, (a paść musiał), powiem czym różni się trzydziestoletni kultowiec od świeżaka: w nowym nacisk jest na postaci, w starym zaś na intrygę. W nowym nie wiemy zbyt wiele o małomównym protagoniście, ale wiemy czym się kieruje, wiemy jakim ulega emocjom, wiemy na kim mu zależy. Jego duchowy ojciec(również bezimienny) idzie o krok dalej z tajemniczością: o nim nie wiemy dosłownie nic, poza tym, że jest zimnym jak lód profesjonalistą. To co jeszcze łączy Goslinga i O’Neala(poza imieniem) to taka…kurde, nie wiem czy istnieje na to określenie…Z jednego i drugiego jest taki “baby-face bad-ass” 😉 W filmie mamy kilka pościgów, i mogą one bez żenady mierzyć się z takimi gigantami tej kategorii, jak pościgi z “Bullita”, “Francuskiego Łącznika” czy “Żyć i umrzeć w Los Angeles”, czyli w tej kategorii 1-0 dla Hilla. Wygrywa z Refnem jeszcze w jednej kategorii – w “Drive” główna postać żeńska to miła i sympatyczna Carey Mulligan – jednym słowem dziewczyna z sąsiedztwa(tak, wiem, to są trzy słowa;). W “Kierowcy” na jej miejscu jest charyzmatyczna, lodowata, posągowa wręcz Isabelle Adjani. Lubię cię Carey, ale z Boginią nie masz nawet szans. To co jest uderzające w filmie Waltera Hilla to surowość – nie tylko główny bohater jest bezimienny – pierwszy i drugi plan to Kierowca, Gracz, Detektyw, Łącznik, Bandzior Bandzior sobie dzisiaj coś takiego? [Phlogiston] 51. Rocky Horror Picture Show 1975, reż. Jim Sharman, w rolach głównych: Tim Curry, Susan Sarandon, Barry Bostwick, Richard O’Brien „The Rocky Horror Picture Show” nie jest filmem zwyczajnie kultowym. Jeżeli wierzyć krytykom i filmoznawcom – a wzmianka o tym pojawia się nawet w encyklopediach filmowych – „Rocky Horror” jest najbardziej kultowym filmem w całej historii kina. Oczywiście kultowość to zjawisko bardzo nieprzewidywalne – niemożliwe do zaplanowania i bardzo trudne do zmierzenia. Teza ta wydaje się być jednak całkiem sensowna… [Motoduf, fragment recenzji] Nie uwierzę, po prostu nie uwierzę, żeby ktoś po obejrzeniu tego filmu od razu go nie pokochał. Chyba, że jest najbardziej konserwatywnym homofobem (nie lubię tego określenia, ale pasuje tutaj jak ulał). Uwielbiam to, jak film sprawdza widza – czy jesteś gotowy ujrzeć to, co się za chwilę wydarzy, czy wolisz wrócić do swojego nudnego, smutnego życia? Porządna dawka dziwactw wszelakich, kiczu dosłownie wylewającego się z ekranu wiadrami oraz ta ścieżka dźwiękowa… Być może jest to najlepszy musical w historii, być może niektórzy się sprzeciwią, jednak prawda jest taka, że drugiego tak niegrzecznego i niepoprawnego politycznie filmu można jedynie ze świecą szukać. Dodam jeszcze, że po tym filmie można poczuć się jak po dobrym seksie (niekoniecznie z Timem Curry)… 😉 [materatzowy] Kicz w każdym kadrze, przedziwna historia i aktorstwo ekspresyjne do przesady – ale jaka to wspaniała rozrywka. Ten film wciąga w swój zakręcony świat i ani się obejrzymy jak podrygujemy nóżką do śpiewanych w nim przebojowych piosenek. No i ten Tim Curry w roli głównej… tylko jego i Dave’a Gahana z łóżka bym nie wyrzucił. [Pegaz] 100 – 76 75 – 51 50 – 41 40 – 31 30 – 21 20 – 11 10 – 1 Suplement do rankingu

Scenariusz niejednokrotnie opiera się na popularnej literaturze. Swoistym renesansem kina przygodowego były lata 80. XX wieku, kiedy reżyserzy tacy, jak Steven Spielberg czy Robert Zemeckis zaczęli tworzyć wielkie widowiska tego rodzaju z udziałem znanych gwiazd. Filmy przygodowe 1. Złodziej z Bagdadu (The Thief of Bagdad, 1924) – reż

Lata 50. i 60. to bardzo charakterystyczny okres w modzie i designie. Stąd nawet dziś do tych dwóch dekad wracamy z sentymentem. W tym rankingu zebrałam najlepsze filmy, których akcja rozgrywa się w tym czasie. Znalazły się w nich pozycje, które najlepiej oddają styl tych dwóch dekad. Filmów, których akcja rozgrywa się w latach 50. i 60., jest naprawdę dużo. Dla współczesnych filmowców często jest to okres sentymentalnych powrotów. Jest to w końcu czas przed cyfrową i internetową rewolucją, kiedy jeszcze nikomu nie śniło się ani o telefonach komórkowych, ani komputerach personalnych. Był to okres w historii, gdzie tradycyjne struktury społeczne wciąż się trzymały mocno, choć już widać było spękania. Rewolucja obyczajowa zbliżała się wielkimi krokami, do tego rodził się ruch praw człowieka, który już niedługo miał znieść segregację rasową. Jednocześnie był to czas ekonomicznej prosperity – powojenny boom trwał w najlepsze. Moda i design mogły się więc swobodnie rozwijać, dzięki czemu w tych dekadach wykształcił się charakterystyczny styl, do którego z nostalgią wracamy do dziś. Filmy i seriale rozgrywające się w latach 50. i 60. to zarówno dramaty, jak i komedie, ale niemal zawsze o silnym zabarwieniu obyczajowym. Poruszają więc rozmaite aspekty życia. Wszystkie zgromadzone poniżej filmy doskonale oddają nastrój i styl tamtych lat z jego optymizmem, ale też skostniałą obyczajowością. Zdecydowanie wszystkie są warte obejrzenia. Zobacz także: Najlepsze filmy kostiumowe. Piękne stroje z różnych epok na ekranie NAJLEPSZE FILMY i SERIALE OSADZONE W LATACH 50. i 60. 17. Do diabła z miłością (Down with love, 2003) Na początek dość lekka w wyrazie komedia romantyczna. Główną bohaterką jest młoda kobieta o polsko brzmiącym nazwisku – Barbara Novak (Renée Zellweger). Jest ona autorką bestsellerowej książki „Do diabła z miłością”, która przekonuje, że kobiety nie potrzebują mężczyzn ani do zaspokojenia seksualnego, ani finansowego. Barbara ma w Nowym Jorku udzielić wywiadu dla prestiżowego męskiego magazynu „Know”. Dziennikarzem jest znany kobieciarz, w którego wcielił się Ewan McGregor. Jego celem jest skompromitowanie młodej pisarki. Kostiumy i scenografia tego filmu zasługują na szczególną uwagę. 10. Suburbicon (2017) Film George’a Clooneya rozgrywa się na początku lat 50., czyli okresie budowania amerykańskich przedmieść jakimi je znamy dzisiaj. Tytułowy Suburbicon to nazwa nowo powstającego osiedla, który ma być rajem na ziemi. Okazuje się jednak, że raj ma wiele ciemnych zakamarków. Kiedy bowiem na osiedle sprowadza się pierwsza czarnoskóra para, sąsiedzi robią wszystko, aby zatruć im życie. Tymczasem za płotem dochodzi do zbrodni. Ten film jest satyrą na życie na przedmieściach, ale też obłudę życia. 9. Dreamgirls (2006) Czas na muzyczną propozycję. Tym razem przenosimy się do Chicago lat 60. Trzy młode, czarnoskóre dziewczyny starają się przebić w przemyśle muzycznym. Na jednym z konkursów dostrzega je pewien manager, który postanawia pomóc dziewczynom. Cała historia jest luźno oparta na losach zespołu Supremes. Stanowi doskonały obraz muzycznej sceny tamtego okresu. 8. Carol (2015) Tym razem trafiamy do Nowego Jorku lat 50. „Carol” to historia zakazanej miłości. Tytułowa bohaterka jest zamożna, ma męża i wielki dom pod miastem. Nie jest jednak szczęśliwa, gdyż ukrywa swoją prawdziwą naturę. Jej serce zaczyna bić mocniej, gdy zakochuje się w młodej ekspedientce i razem wyruszają w podróż. Jest to smutny obraz obyczajowości połowy XX wieku, który krępował ludzi odbiegających od przyjętych norm. Jednocześnie film stanowi niezwykle wysmakowaną i stylową podróż do tamtego okresu. 7. Powiększenie (Blow Up, 1966) Ten film to absolutna klasyka lat 60. Głównym bohaterem jest fotograf mody, Thomas. Jest bogaty, egoistyczny i całkowicie przekonany, że praca czyni go nowoczesnym, światowym artystą. Tymczasem w jego studiu zjawia się Jane, która żąda wydania zdjęć pary kochanków, którą Thomas z ukrycia sfotografował w parku. Na coraz to większych powiększeniach mężczyzna znajduje zwłoki. Jest to film, który spodoba się nie tylko fanom kryminalnych zagadek, ale także mody drugiej połowy lat 60. 6. Marvelous Mrs. Maisel (2017-) Czas na kolejny serial. Główną bohaterką jest młoda mężatka z dobrego domu, żydówka i matka dwójki dzieci. W jej perfekcyjnym życiu następuje gwałtowny zwrot – mąż odchodzi do kochanki. Kobieta jednak postanawia stawić czoła nowej rzeczywistości. Przeprowadza się do rodziców, podejmuje pracę po raz pierwszy w swoim życiu i postanawia spróbować swoich sił jako komik. Serial jest źródłem znakomitego humoru, a przy okazji stanowi wspaniały obraz przełomu lat 50. i 60. Zapewne jest to obraz mocno wyidealizowany, ale niezwykle przyjemny dla oka. 5. Brooklyn (2015) Film „Brooklyn” również opowiada o kobiecie, która próbuje się odnaleźć w nowej dla siebie rzeczywistości. W latach 50. młoda dziewczyna opuszcza swoją rodzinną Irlandię i wyrusza do Ameryki, by szukać szczęścia w Nowym Jorku. Początkowo ma duże problemy z aklimatyzacją. Wszystko się zmienia, kiedy poznaje sympatycznego Włocha. Gdy życie zaczyna nabierać barw, musi wracać do domu, aby podjąć ważną decyzję. Film ma urzekający klimat i wiele subtelności. 4. Mad Men (2007-2115) Ten serial sprawił, że świat tak bardzo się zakochał w latach 50. i 60. Opowiada o losach pracowników agencji reklamowej. Jest to świat pełen szyku, ale też niepozbawiony problemów. Serial przedstawia także zmiany obyczajów amerykańskiego społeczeństwa, które nastąpiły na początku lat 60. Wszystko to w doskonale skrojonych garniturach i wśród designerskich mebli w duchu mid-century modern. 3. Śniadanie u Tiffany’ego (Breakfast at Tiffany’s, 1961) Na tej liście jest niewiele filmów, które faktycznie zostały nakręcone w latach 50. i 60. Jednym z wyjątków jest „Śniadanie u Tiffany’ego”. Jest to bez wątpienia obraz kultowy, który zawładnął zbiorową wyobraźnią. Do tego styl Holly Golightly od momentu premiery jest kopiowany przez miliony kobiet na całym świecie. Trudno znaleźć produkcję, która miała tak wielki wpływ na modę. 2. Służące (The Help, 2011) Z Nowego Jorku przenosimy się na południe Stanów Zjednoczonych lat 60., gdzie kolonialny porządek trwał zatrważająco długo. Młoda dziennikarka opisuje w swojej książce życie czarnoskórych służących w domach bogatych i uprzywilejowanych. Publikacja wywołuje skandal w „wyższych sferach”, a opisanym służącym przywraca godność. Historia jest inspirowana prawdziwymi zdarzeniami. Jest barwnie odmalowanym obrazem amerykańskiego południa w okresie wielkich przemian społecznych. 1. Samotny mężczyzna (Single Man, 2009) Na podium jest film, który potrafi widza zaczarować. Jest to historia profesora, geja, który mierzy się z samotnością po stracie ukochanego. Mieszka w urzekającym domu, ma stylową garderobę, przyjaciół i dobrą posadę. W jego życiu nie ma jednak szczęścia, nie może się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Jest samotny. Jednak Tom Ford – reżyser filmu – odmalował jego samotność w wyjątkowo piękny sposób, wręcz pociągający. Jest to bez wątpienia jednen z najbardziej stylowych filmów w ogóle, a bez wątpienia najbardziej stylowy rozgrywający się w latach 60.

\n \n filmy akcji lata 70
. 434 287 366 90 126 1 311 15

filmy akcji lata 70